Intro, czyli skąd ten tekst
Grzegorz „Olek Blues” Olejnik wydał w kwietniu solową płytę. Spytał na FB, czy ktoś ją zrecenzuje. Nie ukrywam: zdziwiło mnie to pytanie, gdyż sądziłem, że facetowi tak znanemu w bluesowym środowisku (a już na pewno w Wielkopolsce) recenzja nowowydanego krążka należy się od słuchaczy jak – sorry – psu buda.
Postanowiłem zatem we własnym zakresie naprawić to niewątpliwe foux-pas słuchaczy wobec Grzesia i zadeklarowałem, że z przyjemnością wysłucham i zrecenzuję Jego płytę – firmowaną pseudonimem artystycznym (Olek Blues), a zatytułowaną „Zegarek”. Zakupiłem zatem rzeczoną płytę.
Przez 5 tygodni odtwarzałem ją – łącznie – wiele godzin… W tej chwili znam wszystkie utwory z tego krążka na pamięć. Oraz poznałem chyba wszystkie – nieliczne zresztą – błędy, które na tej płycie wyłapałem.
No właśnie: przejdźmy do meritum. Wspomniałem o wadach krążka, ale – żeby nie bawić się w Hitchcocka – od razu napiszę: summa summarum szczerze polecam zakup wspomnianej płyty. Zalet ma ona znacznie więcej, niż wad. Najlepszy dowód: teraz piszę już wreszcie tę recenzję, ale „Zegarek” nadal pozostanie w moim „żelaznym zestawie samochodowym”. Do słuchania tak na co dzień. Gdyż polubiłem ten krążek. Po prostu.
Moderato, czyli efektowne wejście
Ale zacznijmy od początku. Grzegorz „na wejście” wybrał utwór, który równie dobrze zamiast otwierać płytę – mógłby ją zamykać. Nie tylko płytę, ale także każdy dobry koncert. Gdyż pierwszy na krążku „Blues o wszystkim” to potencjalny radiowy przebój (także w stacjach komercyjnych). Wyszedł Ci, Grzesiu, ten numer, szczere gratulacje! Wejście od razu kojarzy się – muzycznie – ze złotą erą Orkiestry Glenna Millera: ten szalony swing, ten zapach dixielandu… A weźmy do tego pod uwagę, że Olek Blues uzyskał ten efekt bez orkiestry, jedynie z zaproszonymi muzykami! Ta brawurowa trąbka z tłumikiem (brawo dla Jarosława Spałka – także za solo w środku piosenki!); ta sekcja rodem z lat 20./30. (szacunek dla Ryszarda Sierotnika!)… Słowo daję: gdybym potrafił, to stepowałbym przy tym kawałku!
Ktoś spyta – no to dlaczego jest to pierwszy, a nie ostatni (albo wręcz „bisowy”) numer tej płyty? Odpowiadam: posłuchajcie także tekstu. Uwielbiam takie lekkie, zgrabne, profesjonalne pisanie: te „mrugnięcia oczkiem”; te inteligentne metafory i porównania; ta spójna koncepcja językowego klimatu (żartem zapożyczona z działu marketingu i reklamy sieci hipermarketów; cytuję piękny przykład: „Bez marży ci podam na tacy / Bluesa z pierwszego tłoczenia…”; i jego ciąg dalszy w innej zwrotce: „Nie będzie narzutu za prawdę / choć czasem zaboli okrutnie…” – no, Grzegorz, z szacunkiem ściskam prawicę!). Każde słowo na swoim miejscu, starannie dobrane, dowcipnie i mądrze jednocześnie. W punkt!
"- I co z tego?" – ktoś spyta. – "Dlaczego tak dobry utwór ma być właśnie pierwszy, a nie ostatni?” Ano dlatego, że ów wstępniak płyty (czyli właśnie „Blues o wszystkim”) to nie tylko perełka muzyczna, ale także swoiste credo „werbalne”: bo to obietnica autora dotycząca tego, co na krążku będzie dalej. Zatem nadaje się na pierwszy numer jak żaden inny utwór… Co ważne – Grzegorz tych swoich „wstępnych” obietnic dotrzymuje później prawie w stu procentach (do określenia „prawie” powrócę niebawem).
Allegretto, czyli tekstowe perełki
Tymczasem rozwińmy temat tekstów piosenek z płyty „Zegarek”. Z opisów na kopercie krążka wynika, że wszystkie one są autorstwa Olka Bluesa. „Zegarek” jest zatem mini-tomikiem poezji Grzesia. I jak każdy tomik ma swe perełki i swe czarne plamy.
Zacznijmy od perełek. Pierwszą („Blues o wszystkim”) z szacunkiem wspomniałem powyżej. Są na „Zegarku” jeszcze inne perełki; co ważne (bo chwalebne) - utrzymane w różnych nastrojach. Są mianowicie bowiem tutaj jeszcze teksty „parareporterskie” („Lewitacja”), „socjologiczne” („Marzenie tych, co pracują”), mądre życiowo („Blues ojca”), „parareligijne” („Nie jesteś sam”), autokrytyczne („Paskudztwa”), refleksyjne („Stara chata”, muzycznie pachnąca troszkę country – więc jej tekst jak najbardziej współgra z muzyką); dalej: sceptyczne („Poczekaj”), malowniczo-poetyckie („Palcem na wodzie”), męskie z cyklu „facetów wyznania” („Oszukany”) czy męskie "wspomnieniowo-nostalgiczne" („Platonicznie” – nawiasem mówiąc w sposobie śpiewania Grzegorza słychać tu wyraźne wpływy Leonarda Cohena; czyżby przypadek?)…
Allegro, czyli (dla mnie) dwie „wtopy”
„Zegarek” zawiera co prawda także utwór z tekstem niemal populistycznym, treściwo banalnym - pt. „Szara strefa”. No proszę Cię, Grzegorzu: naprawdę poruszyłby Cię emocjonalnie Twój własny – wielokrotnie powtarzany w piosence – mało odkrywczy lejtmotyw „Nie ma co tu kryć / trzeba jakoś żyć”?
Lecz jest też na „Zegarku” pewien utwór, który w ogóle „nie pasuje” do zawartości tego krążka. Myślę o piosence „Frustracja” (czyja frustracja, Grzesiu? Podmiotu lirycznego? Czy jednak słuchacza – bo moja na pewno…). Numer jak numer – muzycznie poprawny. Ale tekst?
Tekst ma cechy profesjonalizmu, bo "narasta emocjonalnie" – jest w każdej kolejnej zwrotce coraz bardziej radykalny… Takie uczuciowe crescendo. Najpierw czułem się tak, jakbym słuchał alkoholowej „nocnej Polaków rozmowy” (albo – jeśli to określenie nie jest dla kogoś jasne – monologu à la Ferdek Kiepski); cytuję: „Jeden z drugim na posadzie / laskę na robotę kładzie”. Czyli: populistyczne uogólnienie. Dalej wydawało mi się, że mówi do mnie pewien ogólnie znany Zbigniew, prawnik o wielu (obecnie) tytułach; cytuję: „Pan urzędnik, prokurator / Czuje się dziś jak dyktator”. Następnie miałem wrażenie, że jestem na wiecu sympatyków „Gazety Polskiej”; cytuję: „Taczka znów by się przydała / Aby wywieźć zgniłe ciała”… Potem następuje opowieść o uczestniku pewnego Marszu, który był „nawalony jak stodoła” – ten fragment pominę, bo ile razy można załamywać ręce…
Ale końcówka tego utworu powaliła mnie na kolana (sorry, Grzesiu – lecz nie z szacunku…)! Olek Blues ze spokojem deklaruje bowiem na koniec (i pozostaje to pointą): „Przyjdzie kryska na Matyska / gdy zrobimy przecier z pyska”…
…Czy ja dobrze słyszę? Czy to jest deklaracja wygolonych karków z ONR, czy cenionego bluesmana?… Groźba krwawej przemocy w bluesowym utworze?! I to w imię czego? W imię różnicy w poglądach politycznych?! Co za bzdura… Proszę Cię, Grzegorz – napisz, że to nie była nienawiść, tylko makabryczny żart; którego ja, ciemny człowiek, nie zrozumiałem! Niezależnie od tego, którą partię popierasz, proszę: nie kalaj bluesa groźbami krwawej jatki („przecier z pyska” – czyż można bardziej obrazowo?)!
Zdarza mi się pisać teksty dla kapel bluesowych. Rozumiem zatem, że można buntować się – przeciwko autorytarnej władzy, przeciwko zdominowanym mediom, przeciwko całej polityce jako takiej… „Korzenny” blues to przecież była muzyka skargi, protestu i buntu. Ale żeby oficjalnie zapowiadać mordobicie?!… I to na luzie, w piosence? W bluesie?
Gdybym nie kierował się objętością tego tekstu, to przytoczyłbym teraz kilka mądrych cytatów z paru innych piosenek Grzegorza zawartych na płycie „Zegarek”. Bo każdy z nich radzi żyć zupełnie inaczej, niż sugeruje to podmiot liryczny we „Frustracji”. To znaczy: nakazują one żyć godnie, zgodnie z własnym sumieniem, po ludzku, szanując innych… Skąd ta jedyna (na szczęście) niekonsekwencja?
Presto, czyli goście
Pseudominusem (podkreślam: pseudo!) „Zegarka” jest to, że ta płyta pozostanie raczej nadal projektem studyjnym. No, może kilka utworów Grzegorz zagra na koncertach korzystając z pomocy Tomka „Starego” Hermana. Czyli – mówiąc dokładnie – zagra je po prostu duet „Bluesferajna” .
A to dlatego, że choć to płyta autorska, to do jej nagrywania Grzegorz zaprosił do studia przednich muzyków. I to – policzyłem – aż pięciu! Raczej nie jest w stanie skrzyknąć się z nimi na dłuższą trasę. Tymczasem: jak zastąpić np. solówkę Jarka Spałka w – choćby – „Oszukanym”? Lub: jak na gitarach zagrać partię akordeonu (Piotra Piotrowskiego w „Życie jak życie”)? Albo kto inny zagra tak charakterystycznie na harmonijce, jak Adam Jawień w „Nie jesteś sam”? Nie chwalę się teraz, chwalę Adama: jeszcze nieświadomy składu muzyków studyjnych usłyszałem go w „Nie jesteś sam” i pomyślałem – „kurczę, gość gra jak Adaś!”. Potem sprawdzam – i co? Tak, to faktycznie Adaś! Z tą dobrą, charakterystyczną manierą, będącą Jego wizytówką. Tylko prawdziwi muzycy to mają…
Powie ktoś: przecież każdy utwór można przearanżować. Jasne. Tylko taki utwór może wtedy stracić swój charakter, który Grzesiu serwuje nam (jako smaczek bardzo apetyczny, zdecydowanie!) na „Zegarku”. Pomimo tego, Grzesiu, liczę na Twoją inwencję. I na to, że numery z „Zegarka” jednak usłyszę na koncertach…
Prestissimo, czyli coda
Gdy nabędziecie płytę „Zegarek” to proszę: nie słuchajcie jej na sprzęcie kiepskiej jakości! Zrobilibyście nie tylko błąd formalny, ale i gafę w stosunku do jeszcze jednego – zwykle stojącego w cieniu – autora krążka. Myślę mianowicie o realizatorze nagrań.
„Zegarek” nie zawiera elektroniki. To jest muzyka żywa, grana na „prawdziwych”, tradycyjnych instrumentach. Na „Zegarku” nie pojawia się także orkiestra symfoniczna, z definicji wszak zapewniająca bogactwo dźwięku. A pomimo tego jest to płyta dająca przy jej odtwarzaniu to wspaniałe poczucie przestrzeni, to profesjonalne wrażenie bogactwa muzycznego – nawet wtedy, gdy w danym momencie w głośnikach mamy tylko wokal, gitarę i jeszcze tylko jeden inny instrument. Z tej strony nie znałem dotychczas Tomka „Starego” Hermana – bo to właśnie On zrobił mastering „Zegarka”. A może znałem – ale tego nie dostrzegłem na innych płytach? Nie wiem. Ale cieszę się, że poznałem tę twarz Tomka.
Zresztą: dlaczego mnie to właściwie zaskoczyło? Przecież Grzegorz doskonale wiedział, co robi: powierzył funkcję realizatora dźwięku nie tylko fachowcowi, ale jednocześnie muzykowi i przyjacielowi…
Czyż ostateczny efekt mógł być inny? Polecam gorąco!
Maciej „Hoffi” Hoffmann
Olek Blues – CD „Zegarek”
Studio „Wafel”, Kalisz, kwiecień 2017