Był XX Jimiway Blues Festival... i było tam smaczków wiele, zjawisk efemerycznych a zachwycających...
...jak np. gitarowe granie Piotra Grząślewicza - podczas występu głównego ale i na jammowej scence...
...jak teatrzyk bluesowo-wodewilowy Alvona Johnsona...
...i jego niezwykle pomysłowy a przy tym skuteczny sposób komunikowania się z publicznością. W pewnym momencie nawet udało mu się "urwać" ze sceny lecz...
...daleko nie uszedł, czujnie śledzony przez swoją żonę
Alvonowi towarzyszyli polscy muzycy. M.in. basista Łukasz Gorczyca, którego kilka fraz przyprawiło mnie o niezłe ciary...
...i hammondzista Jacek Prokopowicz, którego solówki były jak garść pereł co i rusz rozrzucana między słuchaczy...
Kubek też miał w kapeli basistę, którego granie - zarówno koncertowe jak i jammowe - zachwyciło nie tylko mnie...
Drugi dzień zaczął się od muzyki grupy
Outsider, jeszcze długo przed ich koncertem.
Siedzimy sobie ze Stanleyem przy barze u Andrzeja (na dole) - aż tu nagle z głośników słyszymy kołyszące niesamowicie dźwięki!... Czysty blues, grany spokojnie, na luzie, z pełnym feelingiem...
To był "podsłuch" scenicznej próby
Outsidera...
Nie wytrzymałem, wyciągnąłem harmonijkę, zagrałem "z nimi" siedząc na stołku barowym...
Obaj ze Stanleyem przez chwilę byliśmy w bluesowym niebie...
Terry Evans śpiewał bluesa... ale najbardziej mnie poruszył, kiedy zaśpiewał numery w stylu gospel i reggae...
... a Kenny Neal? Niczym szczególnym mnie nie porwał... on mnie porwał
wszystkim, co zagrał tego wieczoru!
To była prawdziwa gwiazda tego festiwalu
...
Wróciłem do codzienności...
I jednego jestem pewien: po powrocie z Ostrowa najdłużej i najmocniej będę pamiętał spotkanie z Zygmuntem Garlikiem i jego żoną w ich domu... Dobry los skrzyżował nasze ścieżki i za to jestem mu wdzięczny