Witam wszystkich
.
Generalnie czeski jazzrock jest bardzo zaskakujący.
Wychowałem się muzycznie na Mahavishnu, RTF, Davisie czy Di Meoli i dosyć szybko wyłapuję kto z europejczyków "podrabia" styl gigantów z USA i UK. Nie mówię, że w tych inspiracjach czy kopiowaniu musi być coś złego - czasami wychodzą bardzo fajne ciekawostki (np. Gilgamesh, który od pierwszego
rzucenia uchem jest mocnym nawiązaniem do stylu McLaughlina).
Czasami przychodzi mi taka fascynacja "egzotyką", nawet jeśli nie jest w 100% oryginalna, a czasami znudzenie.
Tymczasem Czesi i Słowacy mnie naprawdę ujęli. Pierwszy poznałem Modry Efekt, który zrobił na mnie fantastyczne wrażenie - Benefit of Radim Hladik, Nova Synteza 2 czy Meditance to świetne płyty z nowatorską muzyką.
Zacząłem zagłębiać się bardziej w ten temat. Posłuchałem trochę, rekomendowanej przez kolegę, Fermaty - słowackiego jazzrockowego bandu. Jakież zaskoczenie! Od pierwszego albumu pojechali stylem podobnym do Return To Forever... ale po kilku minutach zrozumiałem, że w tej muzyce jest coś więcej.
Co prawda na kolejnym krążku usłyszałem już całkiem sporą zżynkę z płyty Cobhama
, ale pozostałem pod sporym wrażeniem, że za południową granicą tak grali.
Bo przecież u nas w takim 1975 to scena fusion wyglądała.... słabo. Był Wielki Niemen, był Dynamit-SBB (a oba zespołu stricte jazzrocka nie grały, co najwyżej urządzali
wycieczki w tym kierunku), a poza tym... "raczkujące" Laboratorium, Extraball (którego wczesne nagrania nie zostały pobulikowane) i niewiele więcej.
Raczej rozwijał się nurt stricte jazzowy albo bluesrockowy, rockowy czy big-beatowy i art-rockowy.