Ja ostatnio usłyszałem świetną anegdotę, niestety, nie pamiętam kogo dotyczyła. Może ktoś również to zna i uzupełni o osobę bohatera?
Któryś ze znanych bluesmanów miał wystąpić w jakimś prestiżowym miejscu (znana sala koncertowa czy coś takiego, w każdym razie nie pub), z okazji jakiejś ważnej uroczystości, na którą byli zaproszeni jacyś ważni oficjele i która odbywała się z wielką pompą - do tego stopnia, że jednym z elementów umowy były ściśle określone garnitury, w które ubrano muzyków. Nasz bohater, już wówczas bardzo znany, tuż przed występem, ubrany już wten garnitur, wyskoczył na parking przed obiektem, aby sobie przypalić (prawdopodobnie bynajmniej nie tytoń
). I kiedy tak stał i palił, podjechał jakiś wypasiony mercedes, wyszedł z niego dobrze ubrany jegomość, dał mu kluczyki plus dwadzieścia dolarów i bez słowa poszedł. Nasz bluesman, niewiele się zastanawiając, zaparkował merola i wrócił dać koncert. Kiedy po występie stał w hallu, odnalazł go właściciel mercedesa i zaczął przepraszać za nieporozumienie, tłumacząc się swoim roztargnieniem, na co nasz bohater rzekł: "It's all right, man. Twenty bucks is twenty bucks!"