Tym bardziej pluję sobie w brodę, że nie wybrałem się na koncert z jego udziałem. Osobiście wolałem go solo. Pierwszy raz zobaczyłem go w TV z 8-10 lat temu, grał na nationalu, który wiele przeszedł,
Jinx Blues Sona H. Nieźle mnie to trzepnęło, bo to była jedna z pierwszych okazji, gdy widziałem akustycznego gitarzystę grającego takie nuty. Przy takich gościach Clapton zaczął wyraźnie blednąć. A w CH to Robert trochę poszedł na łatwiznę. Tak czy siak - czapki z głów.
Pzdr Sław