autor: Bandolier » maja 9, 2006, 12:04 am
Fragment o Hendrixie
Jimi Hendrix by? tam tak?e. On i ja mieli?my si? spotka? w Londynie po tym koncercie, aby pogada? o albumie, kt?ry w ko?cu postanowili?my zrobi? razem. Byli?my ju? kiedy? o krok od tego z producentem Alanem Douglasem, ale pieni?dze nie by?y w porz?dku albo byli?my zbyt zaj?ci, aby to pozbiera?. Grali?my ze sob? wiele w moim domu, po prostu jamowali?my. Uwa?ali?my, ?e mo?e ju? czas zrobi? co? razem na p?yt?. Ale drogi z powrotem do Londynu 198 by?y po tym koncercie tak zat?oczone, ?e nie zd??yli?my na to spotkanie i gdy dotarli?my do Londynu, Jimiego ju? tam nie by?o. Ja jecha?em do Francji, chyba w?a?nie tam, aby jeszcze par? razy zagra?, a potem z powrotem do Nowego Jorku. Zadzwoni? do mnie Gil Evans i powiedzia?, ?e zamierza spotka? si? z Jimim i chcia?by, abym si? przy??czy?. Powiedzia?em mu, ?e ch?tnie. Czekali?my a? przyjdzie Jimi, kiedy okaza?o si?, ?e umar? w Londynie, zad?awiony na ?mier? w?asnymi wymiocinami. Stary, to piekielny spos?b, aby si? oddali?. Nie rozumiem, dlaczego nikt nie powiedzia? mu, ?eby nie miesza? alkoholu z pigu?kami nasennymi. To ?miertelny ch?am i zabi? ju? Dorothy Dandrige, Marilyn Monroe, moj? dobr? przyjaci??k? Dorothy Kilgallen i Tommy’ego Dorseya. ?mier? Jimiego wstrz?sn??a mn?, poniewa? by? tak m?ody i mia? tak wiele przed sob?. Wi?c postanowi?em p?j?? na jego pogrzeb w Seattle, cho? nie znosi?em pogrzeb?w. Ten pogrzeb by? tak ponury, ?e powiedzia?em, ?e ju? wi?cej nigdy na ?aden nie p?jd? — i nie poszed?em.
Bia?y kaznodzieja nie zna? nawet nazwiska Jimiego i wci?? kaleczy? jego wymow?, nazywaj?c go raz tak, a kiedy indziej inaczej. Stary, to by? wstyd. Ten sukinsyn nic nawet nie wiedzia? o tym, kim by? Jimi, nic o jego osi?gni?ciach. Nie mog?em znie??, ?e tak wielkiego cz?owieka potraktowano tak lekcewa??co po tym wszystkim, co zrobi? dla muzyki.