autor: karambol » listopada 26, 2017, 3:29 pm
Bonita & The Blues Shacks
Niemców widziałem na żywo kilka razy i wiedziałem czego się można po nich spodziewać. Tym razem przyjechali w składzie poszerzonym o pochodzącą z RPA wokalistkę Bonitę Niessen. Sympatyczna, żywiołowa porwała publiczność, która rozentuzjazmowana skandowała jej imię. Świetnie wypadły duety damsko-męskie czyli Bonita i Michael Arlt . W numerze Freddiego Kinga „Yon can’t hide” odegrali nawet bardzo udaną scenkę aktorską. Lubię słuchać i patrzeć jak na gitarze gra Andreas Arlt. To jego zaangażowanie, wczuwanie się, te jego miny. Świetny koncert.
Nick Schnebelen Band
Pełen energii i gitarowej jazdy koncert power tria. Wszystkie utwory naładowane soczystymi, mocnymi gitarami. Nick w roli gitarzysty i wokalisty spisał się wzorowo. Nie jestem gitarzystą ale bardzo lubię patrzeć na gitarę jako na wyrób sztuki użytkowej. Biały Gibson jakiego na scenie używał Nick wyglądał świetnie (brzmiał równie dobrze). Grający na perkusji Adam Hagerman rewelacyjny!
Trudy Lynn & The Özdemirs feat. Steve Krase
Trzy w jednym czyli split. Zaczęli The Özdemirs czyli rodzinne trio. Szybko się okazało dlaczego pojawiają się na naszym festiwalu wyłącznie w roli zespołu towarzyszącego. Potem dołączył do nich wokalista i harmonijkarz Steve Krase. Od pierwszych sekund swojego występu koniecznie chciał pokazać wszystko co tylko umie. Biegał, skakał, gibał się na wszystkie strony, bezprzewodowy mikrofon pozwalał mu na wycieczki po sali ale jakoś nie porwał. Wszystko to wyglądało dość sztucznie jak jazda obowiązkowa podczas zawodów w łyżwiarstwie figurowym. Potem dołączyła do nich Trudy Lynn. W komplecie zagrali kilka utworów jej autorstwa kilka standardów ale niestety nie kleiło się to i z każdą minutą trzaskanie drzwi zamykających się za wychodzącymi słuchaczami narastało. Nie wiem czy mięli okazję razem poćwiczyć ale jak na moje ucho tych prób nie było wystarczająco dużo.
Amusing Companions
Jak na wstępie poinformował Antonis Skolias zespół skrócił swoją nazwę i teraz występują jako Companions. Na początku było nieco „dziwnie” bo to co grali było dla mnie sporym zaskoczeniem. Niełatwo jest zdefiniować styl zespołu, niełatwo słuchaczowi „znaleźć” się w tej bogatej muzycznej układance bo jest tam psychodelia, country, r.n.b, swing, blues ... Z utworu na utwór było coraz lepiej i przynajmniej mnie przekonali do swojej muzyki. To naprawdę jest ciekawa muzyczna propozycja pewnie, że nietypowa, pewnie że niełatwo jest wskazać target ale słucha się tego bardzo przyjemnie.
Potem jam session i to całkiem udane. Bardzo aktywny był Nick Schnebelen ze swoją białą gitarą i co ciekawe brzmienie instrumentu zupełnie inne niż podczas jego koncertu. Przez scenę przewinęło się wielu muzyków. W większości byli to ci którzy wystąpili na głównej scenie festiwalu ale nie tylko oni. Kompletną niespodzianką był Bartek Szopiński, który pojawił się "nie wiadomo skąd" oraz „cywil” z widowni, który zagrał na ... łyżkach. Takie rzeczy tylko na Podlasiu!