Jesień z Bluesem to mój festiwal od zawsze i na zawsze. Nie mam zamiaru udawać, że jestem obiektywny w swoich ocenach. Zresztą nie wierzę w obiektywną ocenę jakichkolwiek artystycznych działań. Obiektywna ocena płyty to mrzonka, bzdura i pierdoła.
To przypadek, aczkolwiek bardzo miły, że festiwal odbywa się dokładnie w moje urodziny. Oj nie ma zbyt wielu ludzi, których urodziny świętowane są przez tak znamienitych wykonawców i to mnie w sposób dość perwersyjny cieszy Nawiasem mówiąc Joakim Tinderholt osobiście złożył mi życzenia.
Nie należę do ludzi, którzy uważają, że zjedli wszystkie rozumy, nie mam w sobie tyle pychy aby nawet próbować narzucać komukolwiek swój punkt widzenia, Dlatego z pokorą i ciekawością słucham opinii słuchaczy/widzów mojego festiwalu. Bardzo chętnie rozmawiam z wykonawcami, którzy nie mają obiekcji aby się pojawić wśród plebsu, Mój angielski jest słaby ale od czego są życzliwi ludzie. W rozmowie z perkusistą The Record Company pomogła mi sympatyczna młoda blondynka, z Travellin' Brothers po hiszpańsku przez telefon porozmawiał mój najstarszy syn a z norweskim basistą pomagał mi porozumieć się też basista Janusz Topolski. Jakie wnioski? Nasłuchałem się wielu komplementów skierowanych pod adresem nas Polaków. Podobno jesteśmy otwarci, gościnni, życzliwi, spontaniczni i osłuchani! Oczywiście rodzi się pytanie czy my Polacy czy my Białostoczanie ? Ale to drobiazg. Drobiazgiem nie jest to wszystko dobre co usłyszałem o organizatorach. Nie jestem zbytnio rozeznany ale jak ktoś mówi o organizatorach Jesieni z Bluesem od razu staje mi przed oczami Ela Puczyńska czyli nasza święta Elżbieta od Jesieni z Bluesem. Kiedy w różnych językach od różnych ludzi słyszę pochwały pod jej adresem nie mam zamiaru polemizować tylko potwierdzam.
Próbowałem się wcielić w rolę malkontenta i poszukać czegoś do czego mógłbym się przyczepić. Nadkomplety - to mnie akurat bardzo cieszy że aż tylu ludzi chcę posłuchać muzyki a że brakuje wolnych miejsc do siedzenia to nie problem. Ja podsiadłem kogoś a ktoś mnie za jakiś czas i gitara. No tak kolejka do kibla była - ja jak muszę to korzystam podczas drugiego utworu wykonawcy jaki aktualnie gra - nie ma kolejek. Nagłośnienie - bywam na różnych koncertach tu i tam i pamiętam te gorączkowe gesty muzyków - palec w górę lub z dól że odsłuchy trzeba podkręcić. Jakoś na Jzb nie widzę tego. Ja nie jestem w stanie usiedzieć w jednym miejscu zbyt długo dlatego szwędam się po sali aby więcej/inaczej zobaczyć i usłyszeć i wszędzie pięknie słychać. Więcej grzechów nie pamiętam ale ja nie jestem ani malkontentem ani małostkowym osobnikiem.
Oprócz tych powyższych wrażeń mam inne i to niezbyt budujące. Jest takie zwyczajowe określenie, że jesteśmy "100 lat za Murzynami". Po tegorocznej edycji festiwalu uważam, że jesteśmy 100 lat za Hiszpanami i Norwegami a patrząc głęboko w historię JzB nawet i za Łotyszami (genialni Latvian Blues Band sprzed lat). Nasi wykonawcy jacy zagrali podczas tej edycji festiwalu kompletnie zawiedli. No może Blues Junkers się obronili. Kiedy siedzę zasłuchany czasem mnie nachodzi taka refleksja - dlaczego nasi tak nie grają? Dlaczego nie sięgaja po takie wzorce? Mało zdolni? Raczej nie. Chyba nie kumają o co w tym wszystkim chodzi. Nie pamiętam abym z ust naszego gitarzysty usłyszał słowa uznania/uwielbienia dla Freddie Kinga a Hiszpanie i Norwedzy nie mięli z tym problemu. Kanon zainteresowania naszych muzyków ogranicza się do Claptona, Hendrixa, BB Kinga, SRV. Z utęsknieniem czekam na Nergala czy Mariusza Dudę polskiego bluesa. Mam nadzieję że się doczekam bo mam kilku kandydatów ale niestety jakoś nie wykazują chęci zawalczenia.