agrypa pisze:Dzieki
Ja zdecydowanie wole "Quadrophenie" Choc do "Tommy" mam wielki szacunek
Ja chyba obydwie plyty lubię porównywalnie. Jak wiemy, dzieli je kilka lat, a wtedy kilka lat to była niemal cała epoka. ""Tommy" jest bardzo prosty (momentami śmiesznawy), ale ma swój urok. Historia jest klarownie opowiedziana w piosenkach i nie wymaga dodatkowych komentarzy. Kilka świetnych numerów (np. "I'm free", który jest moim prywatnym przebojem). Z "Quadrophenią" jest zupełnie inaczej. Arażacje bardziej soczyste i zaawansowane, zespoł zdążył się rozwinąć, niemniej chwilami mam wrażenie, że Pete T. wychodzi poza swój obszar kompetencji zarówno jako aranżer, jak i tekściarz. Niektóre fragmenty instrumentalne nie są dość ciekawe - muzycy z kręgu rocka progresywnego pewne rzeczy zrobiliby tu lepiej. Teksty podobnie proste jak w "Tommym", ale nie ma ciagłości narracji i dlatego potrzebny był dodatkowy opis w książeczce. Do tego prostota tekstów nie zawsze współgra z patosem muzyki. Ogólnie "Quadrophenię" odbieram jako odrobinę przeładowaną, również czasowo - miałbym ochotę okroić ją do jednej 60-minutowej płyty CD. "Tommy" oczywiście też ma słabsze momenty, ale słuchajac z CD łatwiej mi je omijać niż na "Quadrophenii".
Ogólnie: gdyby obie płyty były dziewczynami, to powiedziałbym, że "Quadrophenia" jest ładniejsza i nosi droższe ciuchy, ale "Tommy" ma więcej wdzięku.
Jeszcze jedno na temat "Tommiego": filmowa scena z Daltreyem wynurzajacym się z wody to kapitalne zgranie treści z muzyką!