Szkoda, że padało akurat w czasie bicia rekordu, inaczej może więcej z zapisanych rzeczywiście zagrałoby na rynku. Ale było super, zwłaszcza Wild Thing w tej ulewie na koniec, oby struny nikomu nie zardzewiały (Cichoński: ,,Dobrze, że przyszliście i wyciągnęliście gitary na deszcz, JA BYM TEGO NIE ZROBIŁ"
) I spoko podział na klasyki/akustyki i klasyczne w niektórych momentach, a już myślałam, że nie będzie nas słychać (;
Na Uriah Heep nie poszłam przez pogodę (teraz żałuję, opowie ktoś?), załapałam się tylko na Lady in Black. Po Animalsach nie spodziewałam się cudów, ale katastrofy nie było. Burdon raz tylko ponarzekał na zbyt jasne światło. Obserwowałam ludzi; jak ktoś ma do nich sentyment, to się ubawił, ja nie mam. No i ta technodyskoteka na Vaiu
Nie mogę się sobie nadziwić, ale zostałam do końca. Głównie po to, żeby słuchać, co mówi w międzyczasie, bo robi dobre wrażenie jako człowiek.
Dzisiaj Waglewski
Pozdro i chyba do zobaczenia za rok