rocken pisze:Dla mnie o wiele bardziej Keith i Ronnie nawiązywali do słusznych korzeni podczas koncertu, Mick T. raczej przywołał klimat brytyjskiego ostrego blues-rock.
Dokładnie tak. Z tym mi się przede wszystkim kojarzy granie na Les Paulu. A jeżeli chodzi o jedynie słuszne korzenie, to dla mnie w ogóle nie istnieje takie sformułowanie. Wychodząc z takich założeń jazz powinien skończyć na ragtimie, czyli zanim się tak naprawdę zaczął. Już to kiedyś pisałem, ale uważam, że istnieje duże prawdopodobieństwo, że gdyby nie fala brtyjskiego, białego blues-rocka, to rootsowy blues skończyłby w skansenie. Z korzyścią dla wszystkich potoczyło się jak się potoczyło i dzięki temu mamy teraz okolice bluesa, które są bardzo pojemne stylistycznie. Osobiście to mi się własnie bardzo podoba, bo nie lubię ortodoksji w muzyce i nie tylko.