Przychylam się do wypowiedzi Radka
i z własnego doświadczenia muszę stwierdzić, że czasami moje oczekiwania i bagaż ukształtowanych nawyków słuchowych płata mi niezłego figla, po jakimś czasie dany wykonawca wraca na tapetę i jest całkiem przyjemnie. W rzeczy samej staram się unikać klasyfikowania lub wyrażania poglądów klasyfikujących muzyków na lepszych i jeszcze lepszych. Ludzie jakoś sobie muszą radzić w gąszczu wykonawców stąd nieunikniona klasyfikacja jak drogowskaz pokazuje kierunek w zasadzie donikąd.
Ale bywa często tak, że sami muzycy domagają się żeby ich sklasyfikowano jak tenisistów, czemu służą doroczne ankiety badające gusta słuchaczy. Nie mam nic przeciwko owym statystykom być może pomagają one w funkcjonowaniu ryku wspierając potencjalnych słuchaczy w dokonaniu szybkiego wyboru. Często też stają się one ciężkim bagażem z którym artyści sobie nie radzą.
Życie było by nie możliwe bez wartościowania, i o ile używanie powyższych (tytuł tematu) form ma zwrócić nasza uwagę na jakiś fakt, jest to do przyjęcia. Jeśli z jakiegoś powodu miały by mi sugerować określony sposób zachowań to nie zgadzam się.