autor: bluesman1 » lipca 2, 2013, 2:18 pm
Bylo to moje czwarte spotkanie z Mulem.
Niestety, zespol po raz kolejny mnie rozczarowal. Nie dlatego, ze brak im umiejetnosci - malo jest dzis chyba muzykow z gatunku muzyki blues-rocka, ktorzy graja z tak niesamowita precyzja i natchnieniem. Nie dlatego, ze brak im harmonii i zgrania - troche muzyki juz przesluchalem w moim trzydziestoparoletnim zyciu i nie moge powiedziec, abym slyszal wiele podobnych zespolow. Nie dlatego, ze brak im energii i samozaparcia.
Mi osobiscie zabraklo jednej rzeczy - finezyjnosci, czy jakby to ktos ujal, ulotnosci. Czulem, ze slucham po raz enty tego samego koncertu tylko w innych okolicznosciach, z inna publicznoscia, w innej sali, w innym roku. Odnioslem wrazenie, ze zamiast intuicyjnego poszukiwania nieznanego i frywolnych improwizacji, zespol jak i poszczegolni muzycy odgrywali wciaz te same, utarte patenty, zamieniajac ich kolejnosc i w razie potrzeby wydluzajac czyjes solo, aby urozmaicic znane wszystkim kompozycje.
Fakt, w muzyce blues-rockowej raczej na prozno szukac podobienstw z muzyka chocby jazzowa czy nawet progresywna (ktora tez strasznie okaleczono swego czasu, probojac swatac ja z klasyka co obu nie wyszlo na dobre).
Moze jest tak, ze Warren i koledzy po prostu swiadomie zastapili intymnosc i niesamowitosc pierwszych koncertow i plyt z rutynowym, acz bardzo (nawet diabelsko) profesjonalnym podejsciem oraz czysta radoscia z grania kolejnych koncertow przed rozentuzjazmowana publicznoscia, goraco witaja kazdy ich wystep w kazdym zakatku swiata. Nie winie ich za to - podejrzewam, ze gdybym byl muzykiem, zachowywalbym sie dokladnie tak samo.
Stalo sie-byla to moja ostatnia przygoda z zespolem na zywo. Nie mam do siebie pretensji-musialem to przezyc samemu, aby moc to odebrac osobiscie i wyniesc odpowiednie wnioski, przede wszystkim dla siebie ale i po to, aby moc okiem krytyka podzielic sie z Wami. Ci, ktorzy odniosa wrazenie, ze jestem muzycznym malkontentem maja prawo tak myslec, choc bede sie bronic przed zaszufladkowaniem mnie w tej akurat kategorii. Ci, ktorzy pomysla, ze po prostu sila rzeczy i prawem natury bardziej rozwinalem sie muzycznie i zaczalem poszukiwac bardziej wysublimowanego grania tez nie odbiora pelnego aplauzu z mojej strony- Gov't Mule to muzyka na wysokim poziomie i nie kazdy musi byc melomanem czy milosnikiem klasyki. Ja osobiscie wyczerpalem swoja ciekawosc ich tworczoscia. Byc moze dopelnieniem tego rozczarowania byl tez fakt, ze skonczyl sie u mnie czas, kiedy muzyka laczyla sie z jakims rodzajem buntu czy sprzeciwu wobec rzeczywistosci. Dzis taka postawa wydaje mi sie byc malo dojrzala i to slychac w muzyce zespolu, ktory ciagle proboje byc czyms na wskros wzoru do nasladowania, buntownika przeciwstawiajacego sie swiatu z oddanym mu audytorium wpatrzonym w tworce na scenie jak w obraz zywego boga; rockowym idolem oddanym uciechom tego swiata i realizujacemu haslo rock 'n' roll will never die. Ja okres buntu mam juz zdecydowanie za soba a tym samym tego rodzaju muzyki i plynacej z niej tresci. Reszte oceny pozostawiam forumowiczom oraz tym wszystkim, ktorzy beda znowu zjawiac sie na kolejnych koncertach grupy.
PS
Popis pani Natalii S. uwazam za zbedny komentarza. Nie wiem, czyj to byl pomysl. Niewazne, czy zadecydowala o tym otwartosc jak i pewnego rodzaju mlodziencza (wciaz) naiwnosc Warrena i kolegow czy byl to scisle komercyjny uklon w strone naszej piosenkarki. Faktem jest jedno: porywac sie na piosenki Janis to tak jakby probowac byc drugim Chopenem. Bylo wielu, zadnemu sie to jednak nie udalo o czym potomni powinni pamietac i wziasc sobie gleboko do serca. A zreszta-nawet Ci, ktorzy pamietaja Janis powinni wiedziec, ze prawdziwa krolowa bluesa byla Big Mama Thorton i to jej naleza sie prawdziwe oklaski.