W tym przypadku podstawowym zabiegiem bedzie wstawienie do sesji drugiego sladu z samym akompaniamentem, pociecie tracku z solówkami na poszczególne chorusy i ustawienie glosnosci kazdego z nich (tak jak to zrobil Grzesiek lecz nie ze wszystkimi). Docelowo chcemy, zeby wszystkie chorusy mialy jednakowa subiektywna glosnosc, mam na mysli i podklad i solówki. Ten etap nazwijmy miksem. Gdybym mial dostep do sladów samych solówek, moznaby tez niektórym dodac nieco przestrzeni, bo w wiekszosci sa bardzo suche. To nie zarzut do muzyków oczywiscie, tylko standardowa czynnosc której oczekujemy od mixera (tego kto miksuje piosenke). Nawet jesli na plycie nie slyszymy poglosu, to on na pewno tam jest, bo bez niego nagranie brzmialoby bardzo dziwnie, sucho.
Ostatni etap, czyli faktyczny mastering, polega juz tylko na porównaniu brzmienia z referencyjnym zestawem kilku wydanych na CD, dobrze brzmiacych kawalków z podobnego gatunku, zbalansowania czestotliwosci (EQ) i dostosowaniu glosnosci (limiterem). EQ nie zrobie teraz z braku pomieszczenia. Do tego trzeba miec wiarygodna rezyserke, która mam w Polsce... no i oczywiscie równie wiarygodne monitory (które mam tutaj
).
Czasem stosuje sie tez inne zabiegi jak np. kompresja (w roznej postaci) ale teraz sie tylko bawimy w wirtualny jam, wiec je sobie darujemy