Dobra, coś skrobnąć mogę.
Od razu mówię, że byłem tylko na koncercie Coopera. Z panem Mayallem jestem umówiony w Stodole.
Santanę natomiast sobie odprosiłem.
Co tu dużo mówić. Wujek dał kapitalny spektakl. Dokładnie tego oczekiwałem.
Gość pomimo wieku trzyma się lepiej niż Tarzan liany. Trudno porównywać obecną formę (nie tylko wokalną) takiego Osbourna do tego co obecnie reprezentuje Cooper (z całą sympatią i szacunkiem dla samozwańczego Księcia Ciemności). Gość brzmi dokładnie jak te trzydzieści lat tamu. Widać, że golf my służy.
Setlista dobrana przecudnie. Nie zabrakło zarówno wszystkich ważniejszych hicoirów mistrza jak i kilku nowszych kawałków, które tylko dowody, że Alice nie ma czego się wstydzić. Mega pozytywnym zaskoczeniem był blok coverów będący hołdem dla zmarłych artystów. Żeby szybko wracał do Polszy!