Nadszedł nowy rok, a wraz z nim ciekawe premiery wydawnicze. Już pierwsze trzy miesiące obrodzą nam wieloma znakomitymi krążkami. W lutym pojawi się długo oczekiwany album mistrza trans bluesa Otisa Taylora oraz kolejne dzieło Devona Allmana, syna legendy zespołu The Allman Brothers Band. To tylko ułamek tego, na co niecierpliwie czekamy. Ale teraz skupmy się na płycie, która swoją premierę miała kilka dni temu. Mowa tu oczywiście o wspólnym projekcie gitarzysty Bena Harpera i mistrza harmonijki Charliego Musselwhite’a o wymownej nazwie Get Up!
Przyznam się, że wiadomość o tej kooperacji spadła na mnie jak grom z jasnego nieba i dowiedziałem się o niej zaledwie kilka tygodni przed premierą. Moja ciekawość była ogromną i dwa dni po premierze mogłem przekonać się osobiście, co z tej kooperacji wyszło. Zupełnie inaczej podchodzi się do twórczości osób, które miało się przyjemność podziwiać na własne uszy i oczy. Dwa lata temu Charlie Musselwhite był główną gwiazdą Gdynia Blues Festival i miałem wielką przyjemność uczestniczyć w tym koncercie. Sala Teatru Muzycznego w Gdyni, wypełniona prawie do ostatniego miejsca, spotęgowała przekaz muzyczny artysty do tego stopnia, że zakochałem się bezgranicznie w muzyce tego harmonijkarza. Zaraz po tym sięgnąłem po całą twórczość Charliego i z wielkim zapałem „chłonąłem” jego płyty jedną za drugą. Nie spodziewałem się jednak, że jego najnowsze dziecko będzie nagrane wspólnie z Benem Harperem. Oszalałem do reszty. Z Benem Harperem! Z człowiekiem, którego często opisuję się jako „współczesną wersję Johna Lee Hookera”. Tak, już wiele razy spotkałem się z tym określeniem. Coś w tym jest. Jego proste gitarowe riffy i charyzmatyczny głos „kipią” wręcz energią i miłością do bluesa. Ze wspólnej pracy obu Panów nie mogło narodzić się nic innego jak wspaniały album.
I Get Up! właśnie taki jest. Wspaniały. Połączenie „oszczędnej” gitary Bena, jego ciepłego głosu z otaczającą to wszystko harmonijką Charliego. Już pierwszy utwór Don’t Look Twice odpowiada na wątpliwości sceptyków. Spokojne dźwięki akustycznej gitary w parze z delikatnymi wypełnieniami harmonijki tworzą urokliwą atmosferę przyjacielskiej rozmowy dwójki muzyków. Kolejne I’m In, I’m Out and I’m Gone przeistacza się w mocniejsze granie z wyrazistym basem, który podkreśla tytuł krążka. Trzeci numer to już wesołe „podskakiwanie” w towarzystwie kobiecych chórków, które zachęcają do wspólnej zabawy. W końcu blues to też radość z życia, a nie tylko zamartwiania się różnymi sprawami. Najmocniejszym akcentem na albumie to zdecydowanie numer I Don’t Belive a World You Say. Ciężkie brzmienie gitary i harmonijki oraz podniosły głos Bena tworzą z tego utworu rasowy mroczny blues, który wręcz elektryzuje. Wszystko po to, aby za moment wrócić do sielanki w You Found Another Lover, pełnego żalu o straconą miłość, lecz również o radości z czyjegoś szczęścia. Płyta jest pełna uniesień oraz pełnego uspokojenia. Tego muzycznego i emocjonalnego. Wszystko jest znakomicie poukładane i płyta ta tworzy przepiękną historię, której słucha się z zapartym tchem od początku do końca. Podobnie jest w życiu. Raz się cieszymy, raz się smucimy. Ale smucimy się po to, aby później się ponownie cieszyć. Taka jest właśnie ta płyta. Dwóch różnych od siebie muzyków nagrało płytę bliską każdemu z nas. Płytę na wszelkie nasze problemy.
Adam "Brzoza" Brzeziński
źródło: