Gerry Jablonski & The Electric Band – Poland Tour 2012
Równo dziesięć listopadowych dni trwała druga trasa koncertowa szkocko-polskiej formacji Gerry Jablonski & The Electric Band. Jeśli wszystkie koncerty wyglądały tak jak te dwa, na których dane mi było się bawić, nie pozostaje nic innego, jak życzyć sobie kolejnej płyty i kolejnych tras, pełnych energetycznego blues rocka w zupełnie świeżej, niespotykanej odsłonie.
Po sukcesie wiosennej trasy, następna wizyta była tylko kwestią czasu. Gdy doszły mnie słuchy, że GJB wystąpią w Poznaniu, ten wieczór miałem już zaklepany. Niesamowicie cieszyłem się na spotkanie z muzykami, których twórczość momentalnie przypadła mi do gustu, od pierwszego usłyszenia pół roku temu. Później była serdeczna wizyta w studiu Radia Meteor (akustyczny set), pełen magicznego klimatu koncert na festiwalu Las Woda i Blues, i obietnice szybkiego powrotu. Stało się.
W ubiegły czwartek mogliśmy słuchać muzyki z najwyższej półki, którą nie sposób jednak przypisać do określonego gatunku. Zespołowi najbliżej jest do elektrycznego blues rocka, ale uwierzcie mi, każda próba zdefiniowania zakończy się pozytywnym rozczarowaniem. Jeśli powiesz, że grają bluesa, Gerry zaprzeczy jednym potężnym rockowym riffem. Jeśli stwierdzisz, że to tylko gwałtowna rockowa burza, z tropu zbije cię nie stroniąca od ambitnych wyzwań sekcja rytmiczna. Dave Innes oraz profesor Grigor Leslie zabiorą twoje rozgrzane już ciało w połamany świat funku. A co na deser? Oczywiście szalona harmonijka Piotra Narojczyka powietrzem od serca dopełni całości scenicznego przedsięwzięcia. Oto Gerry Jablonski & The Electric Band! Ich muzyka gęsto wypełniła Blue Note. Porwała niezliczoną ilość dusz, na chwilę pozbawiła skrupułów; a przede wszystkim na długo zapadła w pamięci fanom zebranym w poznańskim klubie.
Wraz z przyjaciółmi nie mogliśmy oprzeć się magii, dlatego trzy dni później pojechaliśmy na koncert do Słubic, by ponownie spotkać się z GJB. Teoretycznie ta sama kapela, podobna setlista, ale emocje większe. Wszak to był wieńczący trasę koncert, w dodatku odbywał się w niedzielę. Po udanym występie w Prowincji Piotrek przyznał, że był bardzo pozytywnie zaskoczony. Gerry Jablonski wraz z przyjaciółmi zgromadzili rzeszę ludzi zgłodniałych soczystych blues-rockowych dań. Na potwierdzenie tych słów dodam, że jeszcze pół godziny po zejściu ze sceny panowie podpisywali płyty i ochoczo pozowali do zdjęć, bo przecież ludzie są dla nich najważniejsi.
Wieczory rozpoczynają konkretnym wejściem – utworem Sherry Dee, powietrze w klubie gęstnieje. Podczas pierwszych kilku minut wiemy, czego możemy się spodziewać. Panowie dokładają do pieca numerem Hard Make A Living, potem jest coś dla fanów rytmicznego rocka, zelektryfikowanego bluesa, a nawet dla tych, którzy kochają zatopić się w otchłani dźwięków zahaczających o tajemnicę opowieści. Jeden z pięciu najlepszych gitarzystów UK czaruję Les Paula, podbijając serca charyzmą i charakterystyczną barwą śpiewu. Tuż obok na harmonijce przygrywa Piotr Narojczyk – wirtuoz 10-cio kanałowej diatonicznej blachy tryska niesamowitą energią. Sekcja nie pozostaje dłużna. Grają potężnie i zachęcają do odkrywania niecodziennego brzmienia. Wraz z muzykami sprzedajemy dusze, wspinamy się coraz wyżej, by na sam koniec zupełnie odlecieć przy od lat inspirującym rock'n'rollu.
O sile GJB świadczy nie tylko muzyka. Przede wszystkim daje się odczuć nieodpartą chęć grania, sceniczną szczerość i niesamowicie ważne porozumienie wewnątrz tego czworokąta. Dlatego uważam, że muzycznie nic lepszego nie mogło się wydarzyć tej jesieni. Na koncertach wybrzmiał materiał głównie z płyty Live At Captain Tom's, ale także premierowe utwory z trzeciego krążka, zapowiedzianego na wiosnę przyszłego roku. Nie pozostaje nam nic innego jak czekać i trzymać kciuki za pomyślność szkocko-polskiej przyjaźni.
Rafał Maciak (Radio Meteor)