autor: irimi » listopada 23, 2012, 11:37 am
Tak sobie poczytuję...
Nigdy nie tknąłem żadnego instrumentu - poza tamburynem i cymbałkami (standard "Wlazł kotek na płotek") w podstawówce. Jestem "czystym" odbiorcą, który kompletnie nie zna się na akordach, slide, tremolo czy innych słowach trudnych jak kopytko. Zatem dla mnie nie jest ważne jak się gra tylko co się gra. Szybkie paluchy, błyskotliwa technika, wszechstronność... nie mają dla mnie znaczenia, jeśli grane utwory nie mają jaj, nie emocjonują mnie. Dlatego wolę Angusa Younga niż Yngwie Malmsteena. I dlatego lubię Zepelajów, jak przypierdalają Whole Lotta Love, dlatego wydawnictwo nabędę.
"It's not a race - it's a journey" RUSH, "Out of the cradle"