Też słucham sobie tej płyty.
Na siedząco jak przystało na weterana, ze starego, wysłużonego, obrotowego fotela, który zdaje się idealnie pasować zarówno do okładki jak i zawartości muzycznej albumu.
Ja też już chyba nie jestem zbyt nowy, więc dźwięki te trafiają do mnie idealnie
...
Wrażenia z odsłuchu jak najbardziej pozytywne. Muzyka podtrzymuje mój dzisiejszy refleksyjny nastrój a nawet go wzmaga, ale tego mi dzisiaj trzeba. Skłania do chaotycznej retrospekcji swojego dotychczasowego życia. Taka podróż w czasie.. i ten chaos jest tutaj jak najbardziej na miejscu.
Nie ma potrzeby ani chęci uporządkowania myśli. Ważna jest w tym momencie wyjątkowa muzyka przywołująca strzępy wspomnień i wprawiająca w stan pewnego rodzaju błogiej nostalgii przed którą nie chce się uciekać ani bronić.
Parę życiowych smutków i masę radosnych chwil wspominanych z melancholią z perspektywy facia, który już trochę w życiu zobaczył, ale nie wie co i ile go jeszcze czeka.
Dzisiaj mam prawo się trochę posmucić, bo przecież wiem, że za niedługo znowu zaświeci słońce. Dzisiaj jest Knopfler i pewnie jutro też, ale kiedyś znów - gdy trzeba będzie zawalczyć i wykrzesać z siebie niezbędną energię - zapodam sobie jakiś super przester. Ale nie dzisiaj.
Bluebird, Redbud Tree, Radio City Serenade , Haul Away to takie właśnie kawałki, które są niczym furtka umożliwiająca delikatne zanurzenie się w przeszłość i leniwe wspominanie o tym co było.
Ale są utwory na tej długiej płycie, które sprawiają, ze przestaję wspominać i na powrót wracam na stare, zniszczone siedzisko. To te żywsze jak Don't Forget Your Hat, Hot or What, Corned Beef City, gdzie stary bucik rwie się do delikatnego przytupu..
No i mój faworyt - Go, Love. Niby nieskomplikowana ballada, ale delikatne muśnięcia w struny przemieniają ten utwór w muzyczne arcydzieło.
Wyjątkowy album, wyjątkowa muzyka...
http://www.youtube.com/watch?v=1HZ09Eu4o6c