autor: posener » sierpnia 7, 2012, 8:56 am
Skąd ta pewność, że Bonamassa podoba się wszędzie oprócz kilku osób "z tego forum"? Ostatnio bez żadnych komentarzy pożyczyłem nową płytę osobie, która trochę w życiu słyszała. Znamy się bardzo dobrze, więc nie ma mowy o jakiś fałszywych uprzejmościach - po tygodniu się spotkaliśmy i dostałem płytę z powrotem z komentarzem "dwa, trzy kawałki są do posłuchania". Zaprzyjaźnieni muzycy podobnie. To nawet ostrzej niż ja. Jeżeli chodzi o nadmierne oczekiwania, to ukułeś teorię, z którą sam polemizujesz. Ja np. absolutnie nie oczekuję aby JB wytyczał nowe kierunki, zmieniał oblicze muzyki i tym podobne bzdury, a uważam, że nagrywa płyty przeciętne, na których zwykle dobra jest tylko połowa materiału, a w przypadku "Black Rock" nawet nie tyle. Podoba ci się, że dużo nagrywa i uważasz, że wszystko jest świetne? OK, Twoje prawo, ale nie odbieraj innym prawa do innego spojrzenia na ten problem. Ja uważam, ze Joe rozmienia swój talent na drobne. Już pomijając oczywiste słabości kompozycyjne ostatnich albumów, napiszę coś co zakrawa na herezję - jego gra gitarowa też wydaje mi się coraz mniej ciekawa. Wczoraj przesłuchałem płytę, na której chyba po raz pierwszy się pojawił w pełnym wymiarze i w porownaniu z tym co gra na ostatnich płytach, gra tam masę zajebistych i interesujących solówek. Po ostatnich kilku płytach w pewnym momencie zacząłem się zastanawiać dlaczego właściwie kupuję krążki tego faceta i odpowiedź chyba kryje się własnie we wcześniejszych płytach.