autor: ref » lipca 15, 2012, 10:27 pm
Dokładnie, jedyne do czego można się przyczepić to nagłośnienie wokalu, czasami w ogóle nie było słychać Pana Bettsa, ale reszta jak najbardziej in plus.
Wczoraj pod sceną spełniło się moje małe prywatne muzyczne marzenie. Na żywo usłyszałem Ramblin' Man, Jessicę, Statesboro Blues, Seven Turns - utwory, o których mógłbym marzyć, snując legendy o amerykańskim pograniczu. A tak - przecież to oni przyjechali do nas i uważam, że Dickey wraz z resztą kapeli był w wyśmienitej formie. Dwie perkusje, trzy gitary i świdrujące klawisze to skład, który jest gwarancją świetnej zabawy.
A zabawa była przednia, całe dwie godziny urzeczony, zasłuchany stałem pod sceną, nie do końca potrafiąc uwierzyć, że widzę jednego z Allmanów. To był koncert roku, a kto wie czy nie życia, bo 17-minutowa Jessica pozamiatała.
I tylko żal, że Dickey nie podpisał mojego egzemplarza Brothers And Sisters.
Mieliśmy po koncercie większe marzenia, niż przed, bowiem zaczęliśmy rozprawiać o tym, co by było, gdyby Dickey został do wtorku i poczekał na Warrena...
Wczorajszy koncert zapadnie mi w pamięci do końca życia... Było wspaniale, dziękuję Agencji Tangerine.
12 Taktów - muzyczny punt wyjścia /
Rafał Maciak