Cześć
NIe umiem delikatnie, więc będzie szorstko
Nie ma się co tutaj wymądrzać i poszukiwać treści ukrytych o wyrażaniu siebie, autoterapiach i takich tam amerykanizmach (żeby nie było... jestem skrajnym amerykanofilem, ale to ich psycho-terapio-kozetkowe podejście zawsze mnie rozbawia).
Pan Leszek nagrał płytę ... i bardzo dobrze, bo to jeden z naszych najlepszych i najciekawszych bluesowych gitarzystów i już był najwyższy czas na tę płytę.
IMO p. Ciechoński łączy w swojej grze perfekcję z dość sporym luzem (czego brakuje wielu naszym perfekcjonistom-napierdzielaczom)
Co do aranżacji i wykonania (grania) - lux i mucha nie siada!
Co do kompozycji - nie zgodzę się z przedmówcami, bo dla mnie, jak na obecny polski rynek muzyczny, są one b. fajne i dojrzałe, a niektóre b. mi się podobają (nie będę pisał które, bo to bardziej kwestia indywido-gustu niż obiektywnej oceny).
Ale ... kuźwa, to polskie śpiewanie
!
Tutaj w pełni się zgodzę z przedmówcami.
Pan Leszek śpiewa gitarowo, ładnie frazuje, ale to nie powinno go upoważniać do tak koszmarnego kwiczenia! Co to w ogóle jest i jak można było tak zepsuć fajną płytę!!!
Panie Leszku - siadaj pan, pała! I nie rób Pan tego nigdy więcej!
A te piskliwe pedziowate głosiki innych wykonawców (poza jednym) ...to pytam - po co to?
Dlaczego nie zatrudniono do wszystkich kawałków p. Jargosa Skoliasa? Bo to jedyny głos na tej płycie, który brzmi fachowo i broni się w 100%!
I z tym głosem byłaby to naprawdę świetna płyta!!! Bo jest tam kilka bardzo dobrych numerów!
Hm... może kwestia kasy.. ?
Ale deczko wątpię... wydaje mi się, że p. Leszek miał jakiś cichy ukryty artystyczny zamiar... ale nie jestem w stanie go odgadnąć.
cholera wie..
Konkludując.
Oczekiwałem jakiegoś fajnego bluesowo-gitarowego napitalania. A tu (nie będę oryginalny) dość mocne zaskoczenie. Hm... ale może to i lepiej, bo gitarowa płyta podobała by się wąskiemu gronu gitarmenów... i minęła by bez większego echa.. A tak, to ma szansę jako tako zaistnieć..
I reasumując na zakończenie, to chcę się podzielić pewnym smutkiem. Polski język jest b. trudny do śpiewania bluesów i marne są te nasze rodzime wokalne popisy. Owszem, było kilku fenomenalistów, którzy potrafili robić to b. dobrze lub nieżle - R. Ridel, T. Nalepa, Juzio Skrzek i Jasio Skrzek, śp. A. Zaucha, w/w W. Skowroński, W. Korda, M. Jakubowicz... i może jeszcze kogoś zapomniałem..
Ale cała reszta.. ojojoj... panowie... śpiewajcie po angielsku .. to może będzie się tego dało jeszcze jakoś wysłuchać..
Jestem patriotą pełną gębą, ale po co niweczyć bluesa naszą szeleszczącą mową? To tak jakby piękne dumki ukraińskie lub mantry buddyjskie śpiewać po angielsku lub niemiecku... spróbujcie.. to zobaczycie co z tego wyjdzie
.
pzodro