Na koniec roku ukazało się kolejne,solidne rockowe dzieło będące wynikiem współpracy doświadczonych, choć może nie pierwszoplanowych muzyków. Chciałoby się zatem rzec, iż narodziła się kolejna supergrupa, która - jak mi się wydaje- może rzucić skuteczne wyzwanie samemu Black Country Communion.
Zespół tworzą: Gregg Hampton - gitara i wokal (wcześniej gitarzysta i producent płyt Alice`a Coopera), Ed Mundell - gitara (znany z występów w Monster Magnet), Jorgen Carlsson - bas (aktualny basista Gov`t Mule) oraz Vinny Appice - perkusja, którego to muzyka fanom dobrego rocka raczej przedstawiać nie trzeba.
Płytę wypełnia energetyczne rockowe granie, kolejny przykład świetnego połączenia tradycji z nowoczesnością. Mam tu na myśli głównie odwołania do klasycznych brzmień z lat 70-tych w połączeniu z koncepcjami grunge`owo - stonerrockowymi z mniej odległej muzycznej przeszłości. Nie jest to w żadnym wypadku płyta bluesowa, choć i blues - rockowe akcenty się na niej znajdą choćby w takim "One Thing Missing". Ostrzegam, że nie jest to też płyta z gatunku tych do słuchania w długie zimowe wieczory. To mocne, nie pozostawiające miejsca na oddech, potężne i bezkompromisowe granie ze strony czterech zawodowców. Cała czwórka wykonuje tu świetną robotę. Polecam zwrócić uwagę na bardzo dobry wokal Hamptona, nieco przypominający czasami sposób śpiewania Chrisa Cornella z jego najlepszych czasów. Gitarowe solówki również robią wrażenie, choć nie mają wirtuozerskiego charakteru, rzekłbym że raczej psychodeliczny. Jorgen Carlsson już na ostatniej płycie Gov`t Mule pokazał że potrafi zapewnić odpowiednio mocarne brzmienie swego instrumentu, no a Vinny Appice to przecież klasa sama w sobie i najbardziej utytułowany muzyk w tej grupie.
Niewątpliwie to jedna z lepszych rockowych płyt jakie słyszałem w mijającym roku. Zajmie na półce godne miejsce obok BCC i podejrzewam, że bardzo często gościć będzie w moim odtwarzaczu. Takie płyty utwierdzają mnie tylko w przekonaniu, że nie jest prawdą że klasyczny hard rock umarł, jak chcieliby tego "znafcy" z różnych gazet i portali internetowych. Rock ma się świetnie i to chyba właśnie z tego powodu, że tacy jak oni trzymają się od niego z daleka poprzestając na zachwytach nad jakimś Coldplay albo innym Kings of Leon.