Płytę miałem przez weekend. Wysłuchałem jej w całości raz i potem we fragmentach w samochodzie (od jednego parkowania do drugiego). Płyta mi się zupełnie nie podobała i jak na razie pozostaje w mojej pamięci jako dowód, że nie zawsze zebranie do kupy wielkich
nazwisk zaowocuje czymś wybitnym. Płyta zdominowana przez młodego Marleya. Dożo taniutkich i błahych numerów z reggae w roli głównej. I to nie jest tak że nie lubię tej muzyki, wręcz przeciwnie klasyczne, korzenne reggae bardzo lubię. To co usłyszałem zupełnie nie zachęciło mnie żeby płytę kupić.
Więcej o płycie można poczytać choćby tutaj ->
http://rockarea.eu/articles.php?article_id=2199