autor: Syd » maja 12, 2012, 7:44 pm
Trochę muzycznych refleksji. Nigel Kennedy, i muzyczne misterium. W warszawskiej Stodole, osiemnastego marca tego roku, muzykowali: Douglas Boyle obsługiwał gitary, Adam Kowalewski – strunowe instrumenty bass owe, Piotr Wyleżoł klawiszował, Krzysztof Dziedzic – perkusja. Czasem wspomagana elektroniką perkusja była. Głosem spektakl ozdabiały Panie. Anna Maria Jopek i Z-Star. Na skrzypcach drzewiennych i metalowych, udzielał się Nigel Kennnedy.
W liście koncertowej, na pozycji szóstej objawił się baaardzo długi „kawałek” muzyczny. „1983... (A Merman I Should Turn To Be)”. Zazwyczaj w muzyce Nigela tematy czytelne, melodyjne, sąsiadują z improwizacją, dźwiękami dosyć „wymagającymi”. Zasadne jest, aby pełnię koncertu odczuwać, przynajmniej cząstkowa znajomość Muzyki. Wymienię tutaj takie czynniki: tytuł kompozycji, autor, brzmienie instrumentów, jak prezentowała się wersja autorska… i dalej po tej drabinie. I wyżej... Oczywiście, także i laik muzyczny ma prawo i powinien, jeśli ma takową wolę, uczestniczyć w koncertach. Szeroko pojęta rozrywka, relaks psychiczny, to też forma udziału w spektaklu. Bycia na, tym koncercie.
Sądzę, iż każdy (?) może podszkolić swoje „ucho”. Wystarczy tylko chcieć. Samokształcenie trwa całe życie. I życie jest uczelnią. Takie pojęcie jak, sztuka elitarna, jest blagą. Nadużyciem językowym. Równie dobrze odbiera rzeczony elitarny artyzm, chłopczyk od: matulu, Co on za jeden? Ten wiatrak..., jak i noblista nagrodzony. Zagadnienie rozwoju. Progresja jest, i za tą progresją powinno się jechać. Nie rozumiem, nie podoba mi się, mam granice do tej interpretacji – te twierdzenia odbiorcy... nie oznaczają błędnej drogi twórcy. Choć, jakaś „część artystów „nie reprezentuje idiomu tego pojęca”. Artyzm nie jest papierem ściernym, na tapecie talentów. Obsługujący media z artyzmu, czynią popłuczyny. Zlew przelewa się artystami. Artysta tworzy piękno. Unikalne oryginalnością. Czy artystą jest nagrający płytę z czasem, dajmy na to sześćdziesiąt cztery minuty i dwie sekundy, a opowiadający słowem pisanym i mówionym o swoim dokonaniu, przez dwa miesiące? Jak to pod prąd i z prądem, nagrywana była ta muzyka. Jak i gdzie były znoje i trudności, co jest przekazem. I temu podobne mowy objaśniające. Rozumiem, że redaktor prowadzący ma za „literówkę”, ale. J. Hendrix, pytany co ma, miał na myśli grając te i inne dźwięki, odpowiadał: wyrażam siebie tylko poprzez muzykę. Pewna pani wysoko urodzona tak mówiła do Andre Segovi. „Mistrzu, gra pan jak pozytywka!” Segovia odpowiadał, „jaśnie pani, nie uzyskałem jeszcze takiej perfekcji artyzmu”.
Przyjmując czas pary i elektryczności, pierwsze rejestracje dźwięku. Między innymi Enrico Caruso, to... zapewnie i przed „elektryfikacją „muzycy fenomenalnie i fantastycznie kreowali dźwięki. Akustycznie przed rejestracją fizyczną. Ferenc List, Henryk Wieniawski... To, co wyprawia Kennedy z Przyjaciółmi w koncepcji muzyki, Ziemia nie słyszała. W tej długaśnej konstrukcji przytoczonej powyżej, poza pojęciowo zagrali muzykanci. Zmieniając skrzypce, strojąc je, ewoulacja dźwiękowa. Oszołomiony i zdezorientowany stałem się. Zbaraniałem z zachwytu.
A kto i kiedy, ustalił taki kanon. Jazz grają, jazzmeni i jazzwomen? Co to jest muzyka jazzowa, pyta Stasio Jasia. Muzyka jazzowa to taka, którą grają jazzmani Odpowiada Jaś. Ahaa, aprobuje definicję Stasio. Osobiście nie słyszałem orkiestry jazzowej, bez ludzi. A piszących i mówiących o muzyce, nie po ludzkim słuchu czytałem i słuchałem. Co bardziej profesjonalni, zauważyli spożywanie napojów na scenie przez ucznia szkoły Y. Menuchina. Też tak patrząc, widziałem Nigela pijącego z butelki piwo. I czarną herbatę z filiżanki. I to na scenie, w miejscu publicznym. Taka myśl mi przyszła: wypiję piwko i... zagram na skrzypcach. Wypiłem i Zagrałem!!!. I tą myśl, zastosowałem. Nic z tego – odwalam ściemę. Pasztetową dźwiękową. Skrzypki spojrzały na mnie, spode podstawka. Może jest błąd w moim postępowaniu. Pochodziłem po scenie, po widowni połaziłem. Informuję, granie moje było na długo przed koncertem muzyków anonsowanych plakatami i w pismach. I, zaaplikowałem drugie piwo. Nic z tego. Ani jednego prawidłowego dźwięku nie odnotowały moje uszy. Skrzypce także. Na tym skończyły się moje zmagania z materią muzyczną. Smakowo strunową. Spróbuję w przyszłości, z czarną herbatą. Może wolnym czasem, Nigel Kennedy jakiejś lekcji mi udzieli. Opowiem. Artysta tworzy Z radością. Trudy i komplikacje problemowe, są domeną galerników. Życzę artystom, roboty twórczej ze słońcem w sercu.
Humorem pozdrawiam.