autor: Marcin Florczak » czerwca 20, 2011, 4:36 am
POINT BLANK
Nazwali się Odessa.
W 1972 roku pojawiła się , dziś już legendarna nazwa Point Blank.
Po 1982 roku zawiesili działalność. Przez wiele lat koneserzy z trudem zdobywali ich płyty. Z giełd znikały jak brylanty. Point Blank - Wielcy Zapomniani. Tak o nich pisano i faktycznie ,niemal o nich zapomniano.
A stanowili przecież elitę southern rocka. Istnieli tyle, ile mniej więcej los pozwolił funkcjonować Lynyrd Skynyrd. Och, jakże im blisko było do siebie. Wiecznie zbuntowani; eksplodowali nie tylko na scenie. Tak jak do Lynyrd Skynyrd tak i do Point Blank przylgnął przydomek niepoprawnych awanturników. A oni bronili się przed szydzeniem jankesów z ich zaściankowego pochodzenia. No więc walili w pysk bez oporów. Zespół przyjaciół. Kompania Braci!
Wiele szczęścia mieli już na starcie. Rusty Burns pracował jako techniczny ZZ Top. Sporo się wtedy nauczył. Poznał show biznes od drugiej strony; niekoniecznie najjaśniejszej. Pomogło mu to później podejmować wszelkie decyzje.. Spotkał wtedy Billa Hama, menagera i producenta ZZ Top, a jednocześnie właściciela labela - Lone Wolf Production. Spotkali się na jakimś dobroczynnym pikniku w parku imieniem generała Lee – bohatera Południa. Tam, mając do dyspozycji małego Marshalla , Rusty zagrał Billemu szkice utworów do swego mającego narodzić się dopiero zespołu. Ham zachwycony poparł pomysł Rustego. Spotkali się później raz jeszcze w klubie Cellar w Forth Worth w Teksasie aby podpisać kontrakt. Pojawiali się tam najwięksi aby wspólnie pojamować. Rusty uwielbiał to magiczne miejsce. Grał tam często z różnymi składami; doskonalił rzemiosło. Gdy wrócił z kolejnej trasy ZZ Top ponownie pojawił się w Forth Worth aby zebrać odpowiednich ludzi. Miał szczęście. W krótkim czasie zmontował wybuchowy skład. Śpiewać miał potężny Johnny O’Daniel, na drugiej gitarze grać będzie Kim Davis. Bas obsłuży Phillip Petty. No i na koniec pojawił się, jak to Rusty wspomina, człowiek-młot perkusista Peter „Buzzy” Gruen. Miał więc już zespół i doskonale zdawał sobie sprawę z potencjału jaki drzemie w tych muzykach.
21 lipca 1974 roku zagrali swój pierwszy koncert w Silver Eagle Club w Dallas. Jak pisał Phillip – weszliśmy tam wtedy na scenę i zdmuchnęliśmy ze stołów wszystkie kufle. Mając kontrakt z Aristą ruszyli w dwuletnie tourne. Zaczynali jako support przed ZZ Top. Szybko jednak okazali się dla ZZ Top za groźni. Trudno było wyjść po ich scenicznym szaleństwie i zachwycić czymś jeszcze publiczność. Thank You Mama deprecjonował wszystko co mogło po nim nastąpić. Po sześciu tygodniach ZZ Top rezygnuje z rozgrzewacza, który spalał im publiczność. Przez pierwszy rok grali niemal codziennie. Ogrywali materiał, który zarejestrowali później w studio w parędziesiąt godzin. Prawie na setkę. Wiedzieli jak przyłożyć, aby znokautować. Rusty opowiadał o tym – noo, weszliśmy do studia i zagraliśmy kolejny koncert. Później jeszcze trochę nad tym popracowałem ale wiele nie musiałem zmieniać. Debiut ukazał się 1 lipca 1976 roku. Amerykańska prasa zachłysnęła się tymi rockowymi szaleńcami. W Melody Maker pojawiła się obszerna rozkładówka „W cieniu ZZ Top narodziła się nowa wielkość”. Energią i furią prześcignęli swych mistrzów. Ta płyta to southern rockowy wulkan; do dziś powoduje zawroty głowy u słuchającego. Drugi album pokazać miał Point Blank w pełnych światłach. Musieli zmierzyć się z własnym talentem tchniętym w debiutancki materiał. W 1977 roku, ponownie nakładem Aristy ukazuje się płyta Second Seasons. Dziś to southern rockowy kanon; wzorcowy dla innych. Znakomite kompozycje i ich brawurowe wykonanie ciągle świadczą o wielkości tego albumu. Jednego z najpiękniejszych w całej historii southern rocka. Nie ma jednak nic za darmo. Wykończony trudami mało sportowej egzystencji w trasie , odchodzi z zespołu Phillip Pety. Zespół zatrudnia nowego basistę i powiększa swój skład o klawiszowca. Pojawiają się dwie kolejne znakomite płyty: w 1979 roku Airplay z przecudnym Changed My Mind i w roku 1980 The Hard Way. Na tym ostatnim zamieszczono dwa koncertowe utwory. Przejmujący blues Wrong To Cry i cover Deep Purple , Highway Star. Kto nie słyszał jeszcze tego wykonania powinien nadrobić stratę. Przebili oryginał. Wersja Point Blank to istny rockowy huragan. Będąc u szczytu sławy wchodzą w tragiczne dla muzyki rockowej lata osiemdziesiąte. Znakomite zespoły znikały jeden po drugim. Tak jak Arista w przypadku The Allman Brothers Band, tak MCA Records wymusza na Point Blank zmianę stylistyki i repertuaru. Firma chce mieć przeboje. Przygnębiony tą sytuacją opuszcza zespół Johnny O’Daniel, jeden z najlepszych wokalistów tamtych czasów. Udanie zastępuje go Bubba Keith. Płyta American Exce$$ broni się jeszcze po latach dość dobrze. Oby wszyscy w tamtym czasie zdolni byli nagrać tak mocny i w sumie przebojowy album. Niestety, ich ostatni produkt On A Roll sprawia wrażenie, jakby muzycy nagrywali go z bronią przyłożoną do głów przez szefostwo MCA. Cóż, wypadek przy pracy. Ale na tyle poważny, że Rusty decyduje się rozwiązać zespół.
W tym miejscu ta historia powinna mieć swój koniec.
A jednak nie. W 2005 roku gruchnęła wiadomość, że wielcy zapomniani wracają i to wracają w niemal oryginalnym składzie; tym , z dwóch pierwszych płyt. Ruszyli w trasę. Fani z niedowierzaniem chodzili na koncerty i ze zdumieniem przecierali oczy widząc Johnnego O’Daniela w ciągle znakomitej formie. Powoli przywracali blask swoim żelaznym numerom – Free Man, Back In The Alley , Stars And Scars, Uncle Ned, Changed My Mind czy Nicole.
W 2008 roku, w nieco zmienionym już składzie rejestrują pierwszą w swojej karierze płytę koncertową - Reloaded. Czas jakby stanął w miejscu albo być może zatoczył koło i wrócił do Second Seasons. Idąc za ciosem nagrywają studyjny, bardzo mocny, rockowy album Fight On. Teksas, kaktusy, jęk kojota, southern, blues i ogniste gitary. Point Blank wrócił z premierowymi nagraniami i po raz kolejny przylatuje do Europy. Są żywą legendą. Legendą Południa , cudownie przywróconą do życia. Jak widać nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa. Warto więc wybrać się na jedyny ich koncert w Polsce; dotknąć czegoś, co jeszcze parę lat temu wydawało się tak bardzo odległe; doświadczyć rockowego grzmotu w Uncle Ned czy zanurzyć się w dźwiękową tęczę i senną melodykę Stars And Scars.
Point Blank – dreams come true.
Dla Tangerine
Pawel Freebird Michaliszyn