Ileż to już razy zarzekałem się, że nigdy do tego Bunkra (fatalna akustyka!) nie pójdę - i znowu, niestety, nie dotrzymałem słowa A to za sprawą szeroko reklamowanej trasy koncertowej amerykańskiej kapeli MORELAND & ARBUCKLE.
Po wysłuchaniu (w radiu) kilku utworów z ich płyt - sporo oczekiwałem, więcej niż otrzymałem. Owszem, kapela gra bardzo dynamicznie co w tym przypadku oznacza: głośno i we wspomnianym Bunkrze tylko wzmogło wszystkie wady tej sali. Owszem, w transowym boogie są świetni! Inne bluesowe numery też fajnie, po swojemu, ale... wszystkie na jedno kopyto i po 4 kawałku słyszałem już "ciągle to samo i tak samo". Gitarzysta, także na gitarze zrobionej z pudełka po cygarach, dobrze opanował riffową grę slidem w połączeniu z prowadzeniem linii basowej, ale na więcej nie liczcie.
Gdy jednak w drugim secie harmonijkarz (dobry harmonijkarz, o ile akustycy to docenią) wziął się za bassówkę to mieliśmy już tylko rockową kapelę z lat '70 na bardzo średnim poziomie. I od tego momentu to już właściwie myślałem tylko o wyjściu z tego koncertu.
To tyle, obyście mieli więcej szczęścia do sali i akustyków.
PS.No muszę - czerwona kartka dla organizatorów za zorganizowanie koncertu tak głośnej kapeli w Bunkrze. Akustyk niewinny - perkusja bez mikrofonów, a mimo to talerze tak dawały po suficie, że jeszcze mi szumi w uszach