Powiem tak - bywałem na koncertach holenderskiego - i tam, choć koncepcja grania jest podobna (progresywny blues - rock) każdy koncert jest inny, jest dużo improwizacji, nic nigdy nie jest grane tak samo - oczywiście w granicach formy...
Ja z The Brew osłuchałem się na tyle, że wiem w którym momencie Jase powie dobranoc
Edit: mocno czuć niedomiar umiejętności Tima, który gra b. prosto i widać, że ma w głowie wizję 'gramy na 120% i robimy show, tak zeby było widowiskowo', niekoniecznie przekazujemy zróznicowane emocje i bawimy się formą. Myślę, że Kurtis i Jason chętnie by polecieli w improwizację, ale Tim jest tu pewnym ograniczeniem. Piszę to jako muzyk - basista.