Ahoj!
Czas na kolejną recenzję!
Wstęp
Jest luty 1980 roku. Po ostro zakrapianej, całonocnej imprezie Bon Scott - wokalista AC/DC nie dawał oznak życia
. Gdy do braci Young dotarł telegram z Londynu, kompletnie się załamali. Rozważali zakończenie działalności. Chcieli zacząć normalne życie i uznali, że czas zakończyć
epizod gwiazd rocka. Na szczęście wybili sobie to z głowy i uznali, że trzeba zrobić coś w rodzaju hołdu dla zmarłego (obojętnie w jaki sposób) kumpla.
Ogłosili przesłuchanie. Początkowo nikt nie przykuł ich uwagi. Do czasu...
W pewnym momencie na salę wszedł charakterystyczny dżentelmen w tradycyjnym kaszkiecie.
Malcolm Young później opowiedział o tym tyle:
,,Gdy zaczął śpiewać 'Whole lotta rosie' pospadały nam kapcie. Przyjęliśmy gościa dwa dni później. Okazał się bardzo miłym facetem i w przeciwieństwie do Bona nie był wkręcony w prochy i inne świństwa"
O początkach nagrywania Back in Black Angus pisze w ten sposób:
Gdy nagrywaliśmy Back in Black początkowo wyglądało to dość żałośnie... Malcolm grał non-stop akordy AC/DC, Brian darł się, jak nieboskie stworzenie zagłuszając Phila na perkusji, który walił w nią tak, że prawie popękały talerze, Cliff krzyczał, że z taką hołotą nie da się pracować. Ja patrzyłem na ten kabaret i zastanawiałem się, czy zadzwonić do jakiegoś Eddiego Van Halena, by nagrał za mnie solówkę, bo mi się nie chcę... Na szczęście wszystko się jakoś ułożyło. http://pl.wikiquote.org/wiki/Angus_Young
Choć wydaję mi się, że ktoś tu trochę żartuje
Muzycy
Angus Young - gitara prowadząca
Malcolm Young - gitara rytmiczna
Brian Johnson - śpiew, ,,darcie mordy"
Phil Rudd - perkusja
Cliff Williams - bas
Lista utworów
– 5:12
– 5:17
– 3:35
– 3:31
– 4:15
– 4:15
– 3:30
– 3:58
– 4:05
– 4:16
Recenzja właściwa
"Hells Bells" Słyszymy bicie piekielnego dzwonu (nie moi drodzy, ten utwór nie opowiada o szkole!
). Po czwartym uderzeniu Angus, Ciff i Phil rozpoczynają grę. Po chwili dołącza reszta kapeli. Brian śpiewa w pierwszej osobie ponury i mroczny tekst, traktujący o bezlitosnym jak huragan przewodniku dusz. Czyżby właśnie ten demon porwał Bona?
Nikt tego nie wie. Ja za to wiem, że to piekielnie dobry numer!
Shoot to Thrill - powrót do tak charakterystycznego dla Acków hard rock'n rolla. Zabójczy riff, krzykliwy wokal. Ten kawałek ma w sobie to ,,coś"
. Cały refren zapamiętałem już po pierwszym przesłuchaniu. Świetnie się to śpiewa z Brianem na wypełnionym po brzegi stadionie (lotnisku itp.) !
What Do You Do for Money Honey - nie głupi utwór wyśmiewający wszystkich tych, dla których jedyną wartością jest pieniądz i zrobią wszystko by mieć ich jak najwięcej. Ilu ludzi mówiąc brzydko zeszmaciło się dla bogactwa tracąc jednocześnie honor, przyjaźń, szacunek i miłość?
Givin The Dog A Bone - - no cóż tekst dość dwuznaczny.
Ale jako, że opowiada o Bonie, który nie stronił od wszelkiego rodzaju ,,łóżkowych przygód" nie możemy posądzić reszty bandy
o erotomaństwo
Let Me Put My Love Into You - kolejny z serii utworów o Bonie
Back in Black - no i mamy danie główne!!! Riff znany przez 70% populacji. Choćby dlatego, że to dzwonek mojego telefonu .
Brian skanduje kolejne wersy. Świetna solówka pana Angusa (czapki z głów!). Utwór doskonały w swej prostocie. Uwaga! Szczerze odradzam wersję Santany (którego bardzo lubię z resztą).
You schock me all long night - najbardziej przebojowy kawałek na płycie. W ogóle to po co ja piszę tę recenzję? Przecież pisanie o muzyce jest jak tańczenie poezji!
Have a Drink on Me - ,,Wypij za mnie" myślę, że dokładnie takiego pożegnania życzyłby sobie Scott. Dobrze się chłopaki spisali.
Shake a Leg - bardzo fajna zagrywka. Nieco głupkowaty tekst, stylizowany na przemyślenia anonimowego urwisa.
Rock and Roll Ain't Noise Pollution - najspokojniejszy utwór na tym krążku, coś w rodzaju ballady. Przesłanie jest aktualne nawet obecnie, bo
Rock 'n roll nie jest głośnym syfem, a moja babcia nie chce w to uwierzyć!
Podsumowanie
Back in Black to klasyka gatunku. Kwintesencja AC/DC. Mogą się również pojawić głosy w stylu: ,,Lipa! zero urozmaicenia. Monotonne jak cholera! Same autoplagiaty."
No cóż AC/DC się albo kocha, albo nienawidzi i nikt już tego nie zmieni. Dla wielu niespodzianką (pozytywną, bądź nie) był głos Briana - wyższy, mocniejszy i bardziej skrzekliwy.
No dobra, ale czy ta płyta zasłużyła na tak wielki sukces? Zdecydowanie TAK. Jeśli nadal nie wiesz dla czego przeczytaj recenzję jeszcze raz!
Ocena w skali 1-10 - 1o
EDIT:
Poprawiłem literówkę w nazwie jednego z utworów.