opisałem już to gdzie indziej () ale napiszę jeszcze raz.
na początku lat 80. usłyszałem 2 kawałki Johna Martyna (wtedy jednak nie wiedziałem kto to, nie znałem tego nazwiska), które bardzo mi się spodobały. potem przez prawie 15 lat go nie słyszałem. dopiero kilka lat temu mogłem posłuchać większej porcji muzyki Johna Martyna, i szczerze mówiąc, nie poruszyły mnie te dźwięki... no pewnie, wokal nieziemski, ale muzyka - jakiś taki jazz-rock, którego nie trawię...
i właściwie niedawno zobaczyłem przekrojowe dvd z jego występów. nagle wszystko załapałem i teraz jestem uziemiony - po 25 (!) latach John Martyn złapał mnie za gardło i nie puszcza ;-).
niestety w międzyczasie JM zmarł (luty 2009) i już na koncert się nie wybiorę. a przez tyle lat jeździł po europie... :-(( chyba tego nie odżałuję...
bardzo polecam, wspaniały wykonawca, szczególnie na koncertach...