Koncert - rewelacja. Po wspaniałej rozgrzewce mistrzowskiego grania SBB, koncert purpurowej załogi. Nie było słabych momentów - to był majstersztyk od początku do końca. Przed koncertem miałem obawy - czy te dziadki jeszcze dadzą radę porwać tłumy i poczęstować świeżą potrawą? Otóż, szybko zrozumiałem, że to może i dziadki, ale na scenie to młodzieniaszki z powerem, że brak słów by to opisać. To trzeba zobaczyć i przeżyć osobiście. Szczególnie spodobało mi się to, że każdy z muzyków miał swoje 5 minut, z wyjątkiem Ian Paice'a, co mnie trochę zasmuciło, bo kocham sola perkusyjne...ale wcześniej Gabor dał do pieca i było po równo
Do dzisiaj mam w głowie klawiszowy koktajl szopenowo-mazurkowy Don Airey'a
Zawodzące solówki Morse'a czy na koniec grzmiący bas Glovera - magiczne dźwięki. Spodnie mi do tej pory furkoczą...
"Treat me good, I'll treat you better.
Treat me bad, I'll treat you worse."