Był czas że Uriah Heep uwielbiałem. Za czasów mojej młodości czyli w okresie największej popularności zespołu nie było łatwo o ich nagrania. Pamiętam jak kiedyś w "Tonacji trójki" Piotr Kaczkowski miał puścić kilka ich utworów. Koniecznie chciałem to nagrać ale traf chciał że moje radio było zepsute. Przyciągnąłem z piwnicy stare lampowe radio z UKFem i przez mikrofon (nie było wyjścia liniowego) nagrywałem. Było lato, okno otwarte na podwórku bawiły się dzieci a ja nagrywałem. Potem przy odsłuchu okazało się że podczas "July morning" przy okazji nagrało się ... skrzypienie huśtawki. I taka była moja pierwsza, wielokrotnie potem odłsuchiwana wersja "July morning". Kiedy potem zdobyłem właściwe nagranie nie mogłem się przyzwyczaić bo nie było słychać skrzypiącej hustawki. Ot takie moje wspomnienia dotyczace Uriah Heep.
Jakiś czas temu w MM na półce z przecenami za jedyne 25zł kupiłem "Wake the sleeper". Już po pierwszym odsłuchaniu zostałem rozwalony. Fantastyczna płyta. Nie miałem zresztą pojęcia że oni ciągle są muzycznie aktywni. Po prostu zapomniałem o nich. Ale nadrabiam. „Celebration” mam, najnowszą czyli „Into the Wild” też (niezła trzyma poziom "Wake the sleeper" choć jakby kompozycje mniej ciekawe). Ale i Ken Hensley nie próżnuje. "Blood On The Highway" koncept-album z 2007 to kawał porządnego grania. Mam też najnowsze jego dzieło czyli "Faster" nagrany z Live Fire. Jakby troszkę gorsze od "Blood..." zwłaszcza wokalnie ale bez wstydu.
Jak dla mnie i juraje i Hensley to są dobre przykłady jak można się pięknie muzycznie "zestarzeć". I nie kupuje tekstów o odcinaniu kuponów od dawnej sławy nawet jeżeli ma być to z wdziękiem.