Długo czekałem na płytę "Blue Machine". Ale się w końcu doczekałem. Warto było czekać bo płyta jest GENIALNA. Materiał nagrany został na żywo dość dawno bo prawie półtora roku temu. Przez ten czas zespół rozwinął się, okrzepł, wiem bo miałem to szczęście, że w minionym roku widziałem i słyszałem ich kilka razy. W różnych zresztą konfiguracjach bo było to i "czyste" "Blue Machine" , „Blue Machine” z Tomkiem Kamińskim oraz „Blue Machine” ze smakowitymi dodatkami - Bartek Łęczycki, Michał Kielak, Tomek Kamiński na harmonijkach i Marek Szerszyński na basie czyli Białostocka Szkoła Bluesa. Że nie wspomnę "Blue Machine" z Sebastianem Kozłowskim na gitarze i Krzyśkiem Gorczakiem na wokalu (obaj oczywiście "Devil Blues").
Pierwsze co się rzuca w uszy to to że płyta wcale nie brzmi jak typowe live a raczej jak nagrana w studio na "setkę". Udział publiczności ledwie zauważalny tylko gdzieś czasem, w dalekim planie, można usłyszeć oklaski lub okrzyki. Ze sceny pada bardzo niewiele zbędnych słów, oprócz rzecz jasna, tekstów utworów. Jakość nagrania bardzo dobra. Po kilkukrotnym przesłuchaniu nie zauważyłem żadnych błędów, potknięć czy innych tego rodzaju, typowych dla grania live, wpadek. Cudów oczywiście nie ma dlatego czasem gdzieś tam werbel jest za głośno a gdzie indziej harmoszka za cicho. Nie wiem oczywiście czy nie użyto jakiegoś "muzycznego Photo Shopa" żeby poprawić to czy owo ale całość od strony technicznej prezentuje się imponująco.
Repertuar to w zdecydowanej większości klasyki z rzadka tylko przetykane utworami własnymi? Piszę ze znakiem zapytania bo nigdzie na okładce płyty nie znalazłem informacji kto jest autorem tych polskojęzycznych utworów. Klasyki pokroju "Thrill is gone", "Ain't no sunshine", "Room to move" ale podane w wersjach BAJECZNO-KOSMICZNYCH. "Blue Machine" po prostu ROZJECHAŁO te oryginalne wersje, zmiażdżyło je. Może lepiej byłoby napisać, że ten robot z okładki płyty rozdeptał oryginały w proch i pył a zespół z powstałego materiału, dokładając sporo od siebie, "ulepił" swoje niepowtarzalne wersje. Oj wiem że wielu ortodoksom nie spodoba się to, już słyszę to zgrzytanie zębami. Najlepszym przykładem jest bez wątpienia klasyk "Sitting on the top of the world". Najdłuższy na płycie, 7:27. Klimat jak z "The Doors", Wiśnia chwilami Morrisona przypomina, zwłaszcza przy melodeklamacjach. Fantastyczna solówka gitarowa, taka mocno orientalna i w brzmieniu i w harmoniach. W podobnym stylu utrzymane jest również solo harmonijki. "Marokańska jakaś taka" jak rzuciła z kuchni moja żona. Cały utwór pełen psychodelicznego klimatu. Transowo-hipnotycznie i niezwykle wciągająco. "Ain't no sunshine" z początku brzmi bardzo podobnie do oryginału i już pomyślałem że zespół oszczędzi dzieło Billa Withersa ale nic z tego. Po "normalnym" początku zespół rozpędza się, podkręca tempo, grając ten numer dynamicznie i z energią by po kilkudziesięciu sekundach przejść do ... klasycznego soczystego reggae i tak skończyć. "Down in the bottom" zagrane z jakąś taką skoczną , jakby ludową, zagrywką graną unisono gitara-harmoszka. "Study war no more" wesoło funkujące (szkoda że zabrakło jakiegoś chórku - aż się prosi). "Thrill is gone" nie do poznania, ze świetną solówką na harmoszce. I tak jest ze wszystkimi klasykami zebranymi na płycie. Kompozycje z polskimi tekstami, jak mniemam, autorskie, niezwykle udane. Obok klasycznego reggae ("Róża"), jest zgrabny bluesior ("Widzę") i jako bonus regałujące "Podziemia miasta". Świetne teksty, bez grafomaństwa ani pseudopoetyckich uniesień, zwłaszcza świetny wypada tekst do utworu "Widzę".
Zespół w fantastycznej formie muzycznej i fizycznej. Zwłaszcza Wiśnia. W wielu miejscach po zagraniu solówki na harmoszce natychmiast zaczyna śpiewać i nie słychać żadnej zadyszki, sapania tudzież innych niekorzystnych odgłosów. Fantastyczny Piotr Grząślewicz na gitarze. Genialnie brzmiąca sekcja z moim ulubionym basistą Aleksandrem Sroką i świetnym Piotrem Ziółkowskim za bębnami dopełniają niezwykłej całości. Duża klasa.
Niezwykle atrakcyjnym dodatkiem jest płyta DVD, na której mamy wersje video materiału z płyty CD (zabrakło tylko utworów będących bonusami na płycie audio).
Dopełnieniem zgrabnej całości jest niezwykle oryginalna szata graficzna.
Nie pamiętam już kiedy wcześniej po przesłuchaniu jakaś płyta pozostawiła we mnie uczucie takiej zwykłej radości. Bo taka to jest ta płyta. Duży ładunek świetnie zgranej muzyki w doskonałym wykonaniu pełen niesamowity klimatów i pomysłów.
Szczerze polecam.