Za oknami mróz jak diabli, a nas w Lesznie zalało
i to co
najczystsza woda z Mississippi (tak na wszelki wypadek napisałem przez 2x2"s" i 2x"p"). Bo taki był ten koncert, można się było poczuć jak w amerykańskim klubie gdzieś nad Deltą w latach 20-30 ubiegłego stulecia. Wspaniały wokal Bartka oryginalny, niepowtarzalny o mocnej czarnej barwie uzupełniony o harmonijkę taką jak wszyscy lubimy, bez zbędnych popisówek, do tego wyśmienita gra Tomka na dobro (i chyba dobrej) gitarze wprawiły w osłupienie wyrobioną leszczyńską publikę.
Grzesiu przed bisem powiedział, że "teraz zmyją makijaż i pokażą swoje prawdziwe czarne twarze", heh i to jest najlepszy komentarz do tego co nas spotkało. Tak oni nie udawali czarnych, dusze takie są. Dodam, że koncert był całkowicie unplugged, bo nie można prądem nazwać dwóch mikrofonów które nie zawsze były potrzebna, chłopaki robili wycieczki między stolikami oddając prawdziwie czyste dźwięki. A wykonana ze śpiewem i gitarą runda wokół leszczyńskiego Ratusza na ponad 10 stopniowym mrozie przejdzie do historii LCB.
Paru ludzi nie trzeba było namawiać na wyjazd na Solówki duet Przytul Kruka zrobił tej imprezie dobrą reklamę.
Blues smutny kto to powiedział
O tym, że nie musi niech świadczy uśmiech tej dziewczyny.
Grześ dobry pomysł z powrotem do restauracji "Pod Ratuszem"
Tu są warunki klubowe, niektórzy artyści lepiej się czują w takich warunkach. Inni w CKiS tam z kolei super warunki koncertowe.