To chyba już można? Znam ten materiał od paru tygodni (piosenki studyjne były wystawione na myspace a koncertowe granie w PR3 publicznie transmitowane) i trochę się nasłuchałem...
Debiut, a mamy tu 2 płyty, ach jaki zaje... fajny debiut
Bardzo różne płyty, nie tylko różne bo druga koncertowa. Takich płyt nikt w Polsce nie nagrywa... pewnie już czytaliście, że "takich płyt popularne stacje radiowe i telewizyjne unikają jak diabeł święconej wody..."
Płyta pierwsza to FUNK, FUNK i jeszcze raz FUNK! Czy to własna kompozycja czy wezmą na warsztat bluesowy standard - robią z tego to co najlepiej potrafią - FUNK
Dopiero w 3-cim kawałku koncertowej części słyszymy, że bluesa potrafią i lubią, ale fani znający HB z koncertów to wiedzą.
Do rzeczy. Świetne kompozycje własne, ciekawe aranżacje. Zgrany zespół, dobrzy instrumentaliści, charyzmatyczny wokalista, uroczy i zdolny chórek. I energia - no ale bez tego to byłaby lipa a nie funk
Słówko o wokaliście - głos Tomka Nitribitta ma swoje ograniczenia skali, a angielski nie wiadomo czy z Kentucky czy z Perth (pamiętamy dyskusje na ten temat...), ale barwa, ekspresja i zaangażowanie przebijają wszystkie niedostatki!
Szczegółowiej - co mi sie podoba a co nie...
W kilku utworach (np. Fire, He's Just A Doggie) plastikowe syntetyczne plamy rzucane przez keyboardzistę są dla mnie udręką - za dużo tego! Robi się za słodko i dyskotekowo i zabija się energię jaką np. Fire daje na koncertach. Na dodatek jeszcze te "jęczące" syntezatory w wielu piosenkach, brrrr...
Za to bardzo mi się podobają i wcale nie rażą nawiązania do lat '70 i aranżacji w stylu Quincy Jones czy Stevie Wonder. Są to delikatne skojarzenia i bardzo mi miłe
I dlatego do ulubionych zaliczę 'Fight No More', 'All I Need' i 'Green Eyed Monster' - w tym ostatnim świetne pomysły melodyczne i aranżacyjne.
Hitem nie do przebicia jest oczywiście 'I Can't Stand It' - to się nadaje na światowy przebój.
Zupełnie innego rodzaju ale też dużego kalibru pozytywną niespodzianką jest dla mnie 'Future Blues' - świetnie to zrobili (czyżby to zostało nagrane jeszcze w starym składzie?), transowe Hoodoo Man mogłoby się ciągnąć i ciągnąć, a chórek ciągle mi w uszach brzmi...
Generalnie za mało mi na płycie gitary Bartka i harmonijki Tomka, a za dużo syntezatorów - dlatego mimo że płyta spełnia oczekiwania, to nic nie zastąpi koncertów, bo HooDoo Band to koncertowe zwierzę