Tak czytam i czytam...
Witku,
cały problem w tym, że jamy w Harendzie tylko z nazwy są bluesowymi. Bo jam tworzą muzycy, którzy na nich grają, a w Harendzie stricte bluesowych muzykantów jak na lekarstwo.
Miałem tę przyjemność być wielokrotnie na jamach we Wrocławiu i koledzy mają wiele racji w tym co piszą o ich poziomie.
Sprawę można zamknąć w przysłowiu "Tak krawiec kraje, jak mu materii staje"
Głównym problemem większości jamów jest to, że nie pojawiają się na nich charyzmatyczni frontmani. A ileż można zagrać wolnych w A lub szufli w G, albo trzeci raz tego samego wieczoru słuchać lub grać standard "czyli zgon"? A ludzie chcą albo słuchać piosenek(ciekawie wykonanych), albo potupać, popląsać lub normalnie potańczyć.
Wtedy właśnie pojawia się Funk, skoczny i taneczny, który sprawia, ze dziewczyny zaczynają podrygiwać,co wprawia muzykantów na scenie w trans, bo falują im(tym dziewczynom) pewne części ciała
. I cały Twój problem w tym temacie, jak myślę, polega na tym, że masz trudności z wypowiedzią w tym stylu.
Tak samo jak kilku moich znajomych ma problemy ze swingiem. Po prostu schodzą wtedy ze sceny. Uważam, że naprawdę nie ma nic złego w tym, że po raz piąty ze sceny polecą dźwięki zagrane w konkretnym rytmie(bo funk to przecież tylko jeden z rytmów) pod warunkiem jednak,jedynym warunkiem, że jest to po prostu interesujące. Interesujące dla większości ludzi na sali po obu stronach sceny. Nawet jeśli jest to bardziej interesujące od skocznego, skądinąd, boogie...
Pozdr
,
A.Rojek