Zasadniczo żywię się zdrowo. Ale czasem bierze mnie ochota na jakiegoś fast fooda. Serwuję sobie wtedy fryty czy dużą zapiekankę i czuję, że to jest to. To samo z muzyką. Ostatnio wzięło mnie na toporne, radosne hałasowanie. AC / DC nie nagrywa codziennie, zacząłem się więc rozglądać na boki, zaglądać pod kamienie i wygrzebałem rzecz jak w tytule.
Czterech chłopaków, klasyfikowanych jako stoner rock. Ich druga, czy trzecia płyta, nagrana około 2002 roku. Potem ponoć się rozpadli. Nieważne. Jest gitara prowadząca, jest rytmiczna, jest bas i bębny. Gitarzysta rytmiczny śpiewa i obsługuje sporadycznie pedały basowe hammonda. Gitarzysta prowadzący dmuchnie czasem w harmonijkę albo przytrzyma organowy klawisz w tle. I tak tego nie słychać. Wszyscy klaszczą a refreny odśpiewują chóralnie. Gitary brzmią mocno, soczyście, na zdjęciu wyglądają na Gibsony, ale zdjęcie niewyraźne, głowy nie dam. Brzmią w każdym razie gibsonowato, dużo mięsa. Kawałki jeden w drugi podobne do siebie. Prosty riff, prosty melodyjny refren, wypluwane zwrotki. Gitara rytmiczna grająca razem z basem daje mocnego kopa i podkręca to jak trzeba. Solówki symboliczne. Ogólnie gitary w stylu braci Youngów, choć wokal, bas i bębny trochę z innej bajki: szybsze i brudniejsze. Wydane skromnie, ale nagrane w miarę przyzwoicie. Władka informuje, że prawie wszystko nagrano na żywo w ciągu kilku dni. Nie dla spójności artystycznej, tylko dla zaoszczędzenia czasu, który można przecież spędzić na imprezowaniu. Płyta to potwierdza: jest głośno, prymitywne, z rubasznym humorem i wpada w ucho. Żona każe zamykać drzwi.
Jak kogoś złapie chęć na głupawkę, to polecam. Na przykład tu:
http://www.allegro.pl/item722809273_mag ... _with.html