Nigdy wcześniej nie zabierałem głosu w dyskusjach dotyczących ilości bluesa w bluesia ( w tym przypadku, w waszej opinii -niebluesie), bo po prostu uważam, że rozmowy tego typu nie mają najmniejszego sensu. A to dlaczego? Odpowiedź jest dość prosta.... Nie jestem ortodoksyjnym słuchaczem bluesa! Nie uważam, że tylko blues to muzyka prawdziwa, a wszystko co od tego gatunku odbiega, nie ma prawa bytu.Nie cierpię szufladkowania...
John Mayer nagrał w swoim życiu wiele płyt i żadna z nich nie jest płytą stricte bluesową. Tajemnicą to nie jest. John Mayer nigdy nie nazwał się bluesmanem i tymbardziej nikt z nas podczas audycji tego nie zrobił. Tak jak napisał Leszek Jakubczak ( którego serdecznie pozdrawiam
), osobiście w muzyce Mayera czuję bluesa. Zadałbym nawet pytanie... jak można nie czuć w tej muzyce bluesa, skoro gitarowa stylistyka John Mayera to daleko sięga korzeni takich jak Albert King czy chociażby B.B. King, którego Mayer szanuje ponad wszystko. A jeśli chodzi o wątpliwośći co do genialności Johna Mayera... padły tutaj słowa, że Pan ten zaprasza na scene Claptona i B.B. Kinga, ale o tym ,że Ci Panowie sami czesto zapraszają Mayera na scenę, nikt już nie wspomniał. Tak więc zarówno B.B. King jak i Eric Clapton, również żyją w wielkim błędzie, ponieważ zauroczyły ich te śmieszne rockowe balladki Johna Mayera... A może oni właśnie docenili geniusz tego młodego gitarzysty ? Dziwi mnie aż, że padło tutaj z waszych ust nazwisko Claptona , bo przecież stricte bluesowym wykonawcą to on nie jest...( wystarczy odświeżyć jego dyskografię) Szczerze mówiąc... cięzko obecnie znaleźć wykonawcę, znanego szerokiej publiczności, który dla bluesa zrobiłby tyle co John Mayer i który przemycał by do " swoich rockowych balladek" tyle bluesowych nut.
Nie ukrywam lekkiego zdenerwowania... pisząc te słowa, nie mam zamiaru bronić się przed atakiem na muzykę, którą zaprezentowaliśmy w studiu, ponieważ muzykę to kocham i pociąć dałbym się, by trafiła do szerszej publiczności. Co chyba najważniejsze i z czego jestem dumny.. pozostaliśmy szczerzy, zagraliśmy to co nam na sercach leży. A o gustach się nie dyskutuje... Pisząc te słowa, chciałem zaznaczyć jak krzywdzące dla wielu młodych wykonawców jest tak ortodoksyjne podejście do muzyki. Prawda jest taka, że za każdym razem jak stworzą kawał dobrej muzyki ( nieistotne czy bluesowej czy nie) i przemycą do niej sporo swoich bluesowych fascynacji, to i tak pojawi się ortodoks, który utemperuje ich entuzjazm, stwierdzając, że jak na płycie nie ma setnej interpretacji Hoochie Coochie Man – to płyta nie jest warta nawet przesłuchania. Nie uważam się za bluesmana. Pewnie nawet nie gram bluesa... w każdym bądź razie, wciąż próbuję...co jednak przykre, pomocy w mojej muzycznej drodze na pewno szukać nie mogę u PRAWDZIWYCH fanów bluesa.
Aaaa... jeszcze ciekaw jestem, w którym momencie słychać z naszej strony owe zdziwienie, kiedy to Jimmy poprosił o 12 taktów na koniec audycji...
A aluzję co do Hit Generatora... pozwolę sobie pozostawić bez komentarza.