Tak się domyślałem, ale co szkodzi się podroczyć.
Odpowiem najpierw ogólnie: ja słucham dużo soul-bluesa, bluesa podlanego funkiem i pogranicza bluesowo-jazzowego. Ostatnio raczę się taką oto płytką:
Johnnie Bassett & the Blues Insurgents - Party My Blues Away
z 1999 r.
Ogólnie - soul-blues bardzo pokrewny płytom B.B. Kinga z tego samego okresu (np. "Makin' Love is Good For You"). Podobny skład grupy (organy, sekcja dęta), podobne brzmienie gitary (ciepłe, miękkie z wpływami gitarzystów jazzowych), podobnie subtelnie funkująca sekcja rytmiczna. Wokal brzmiący trochę jak John "Broadway" Tucker. Gitara dość schowana jak na płytę gitarzysty, chętnie dzieli się solówkami z organami, saksofonem i trąbką. Przewaga szybkich, energetycznych numerów, dwa wolne bluesy w tym jeden z gościnnym fortepianem (fortepian z szumiącym hammondem w tle to jedna z moich ulubionych kombinacji muzycznych). Prawie same nowe piosenki napisane głównie przej ojca grupowego organisty. Polecam gorąco - znakomita rzecz: rozgrzewająca i kojąca jednocześnie, zgodnie z tytułem: "odimprezować bluesa w siną dal".