Niedawno kupiłem i jestem po kilku przesłuchaniach tego krążka. Powiem tak: kupiłem okazyjnie, za mniej niż pół ceny oryginalnej, więc nie żałuję. Jest kilka fajnych numerów, podobają mi się główne riffy i zagrywki, sekcja rytmiczna się nie obija. Brzmienie jest dla mnie w porządku, cieszę się, że słychać wyraźnie bas, bo nie jest to regułą. Do zachwytu brakuje mi... ciekawszych solówek gitary. W zasadzie każde dłuższe solo Chrisa mnie tu lekko nudzi. A już wydłużone wersje dodane jako bonusy to dla mnie pomyłka. Chris jako solista nie zawsze ma dość pomysłów, żeby na dłużej przykuć moją uwagę. Jak jest sama sekcja, gitara i wokal, to się od tej gitary i wokalu sporo wymaga. A ta jego gitara tu gada, gada i gada, ale jakoś mi nie śpiewa. Niemniej, jak sobie słucham do śniadania i krzątam się rano po domu przy tych dźwiękach, to nabieram energii do nowego dnia - jest w tej muzyce radość, jest dobra zabawa. No i jest lepiej niż na tych płytach z eksperymentami, dla mnie to były rozpaczliwe próby ucieczki od oczywistych porównań z SRV, ucieczki donikąd.
W sumie bliżej mi do Joe Daltona z odbiorem tej płyty, choć zarzuty StS rozumiem i częściowo się z nimi zgadzam. Moje ulubione kawałki to te najbardziej piosenkowe: More Boogie, Babylon, Blow Your Mind i The End Of You and Me. Instrumentalny Woodpecker też mi pasuje. Jakoś bardziej mnie przekonuje Chris na tej płycie w lekkiej, rozrywkowo-rockowej konwencji niż jak gra typowego wolnego bluesa (Troubles On Me). Chwytliwe riffy i melodie skutecznie odwracają moja uwagę od niedostatków jego gitarowych improwizacji. Ogólnie oceniam krążek jako przeciętny, ale solidny, wypichcony przez kucharza, który może nie jest gigantem i nie miał akurat życiowej formy, ale przynajmniej korzystał ze sprawdzonych przepisów i nie mieszał produktów w kuchni jak popadnie w desperackim poszukiwaniu nowych kombinacji smakowych. Dobre i to, przynajmniej lekkostrawne, bo rożnie to wcześniej bywało...
Co do okładki - mało bluesrockowa, ale póki Chris jest kompletnie ubrany i obejmuje swą gitarę a nie wynajętą na sesję modelkę, to nie będę narzekał.