To i ja pokrótce swoją relację zdam..
Muzycznie koncert super, repertuar w 90% bluesowy/rockowy (nie wchodząc w odwieczną polemikę pt. "ile bluesa w bluesie") taki jakiego oczekiwałam. Nagłośnienie było bardzo dobre, mnie się trafiły dobre miejsca, bo na schodku
Doyle też się ładnie zaprezentował, nawet zdziwiło mnie, że dał mu Clapton tyle pośpiewać.
Największe brawa dla klawiszowca... piękne solówki.
Największym minusem był brak drugiego bisu. Aż się mi przykro zrobiło, jak po 10minutach klaskania i skandowania "Eric" zapalił się światła, które oznajmiły "wielki Eric ma Was głęboko, idźcie do domu". Lubię też, jak wokaliści powiedzą conieco między utworami, zapowiedzą kawałki, coś o nich powiedzą.. jakiś kontakt z publicznością nawiązać, a Eric rzucił ze 2 razy "thank you" i (o ile czegoś nie przeoczyłam) nawet zespołu nie przedstawił.
Jestem ciekawa jak Bonamassa wypadnie w tej roli
Pozdrawiam wszystkich zazdrośników