Ja dojechałem właściwie tuż przed Bramhallem, więc napiszę swoje wrażenia z koncertów zagranicznych gwiazd.
Doyle Bramhall - był to koncert, na który czekałem bardzo długo i właściwie nie myślałem, że kiedykolwiek w Polsce będę miał okazję Doyla posłuchać. Za to dziekuję organizatorom festiwalu, a głównie Sebastianowi Riedlowi.
Koncert rozczarował mnie tylko publicznością, która nie umiała docenić jednego z nielicznych Artysytów odwiedzających nasz kraj. Szkoda. Niestety okazuje się, że jeszcze w Polsce odbiór bardziej wyrafinowanego grania na dużych plenerowych imprezach nie jest możliwy. Większość publiki ożywiła się jedynie podczas pojawienia się Sebastiana Reidla i Jurka Styczyńskiego - znając możlwiośći obu Panów nie było to udane wejście - pewnie trema.
Dla mnie ten koncert był spełnieniem marzeń. Wspaniałe kompozycje, rewelacyjna gra, bez sztucznych popisów i świetny wokal. Zespól zagrał świetnie - szczególnie mi się podobał Gary Clark jr. Sekcja też świetnie - bez utartych pomysłów.
Dla sceptyków, według których Doyle mógłby być technicznym - Doyle gra, pisze piosenki, produkuje, śpiewa z:
Eric Clapton
JJ Cale
Susan Tedeschi
Derek Trucks (info dla wszystkich fanów Dereka - właśnie skończył nagrywać nowy album, na którym Doyle napisał 5 kawałków i jest producentem tej płyty)
Jimmie Vaughan
Sheryl Crow
BB King
Tommy Shannon
Chris Layton
i tu by można jeszce wymieniać. Ja mogę się nie znać - ale chyba Ci wszyscy się trochę znają.
Teraz druga zagraniczna gwiazda - Ten Years After. Zespół, którego nigdy nie byłem wielkim fanem (także za czasów Alvina Lee, który zdecydowanie miał ogromny wpływ na ich brzmienie), ale zawsze dażyłem ich wielkim szacunkiem -jak byłem nastolatkiem, oglądałem pierwszy raz relację z Woodstock zrobili na mnie ogromne wrażenie.
Bez Alvina Lee zespół brzmiał jak swoja kopia. Wszystko bylo poprawnie - ale to wszystko. Nowy frontmen Joe Gooch ma niezły wokal, dobrą technikę i tylko tyle - dla mnie zabrakło w jego grze muzyki. Ciągle grał to samo i tak samo - dużo dźwięków bez chwili wytchnienia. Jedynie dobre wrażenie wywarł na mnie basista Leo Lyons - fajne stare brzmienie i granie.
Jeśli chodzi o oganizację to zwyczajowo nagłośnienie pozostawiało sporo do życzenia i zapanowanie nad czystością - zgadzam się z Korą, że "Pałeczki coli były widoczne gołym okiem".
Pozdrowienia dla wszystkich Forumowiczów, z kórymi udało mi się spotkać, pogadać i napić