Może ja tutaj ci kolego wytłumaczę od razu o co w tym wszystkim "łazi". Otóż odrobinka teorii na początek. Przeciętna lampa w twoim wzmacniaczu składa się z bańki, w niej próżnij i dwóch elektrod. Jedna to katoda druga anoda (tutaj są dodatnio naładowane elektrony i lecą do ujemnej katody - przeciwieństwa się przyciągają). I ktoś wymyślił, żeby wrzucić tam taką siatkę sterującą, która wykorzystuje zjawisko termoemisji elektronów. Żeby dokładniej omówić to zjawisko, musiałbym pokazać Ci kilka wykresów z których nic byś nie zrozumiał.
Ale wróćmy do tego tajemniczego przełącznika. Pomyśl skoro do osiągnięcia jakiejkolwiek wydajności potrzeba rozgrzać siatkę sterującą (inaczej nie puszcza elektrony), to żeby nie zniszczyć, trzeba to zrobić powoli i z wyczuciem. Po to jest standby. Wtedy na pewno lampy dłużej pożyją i jak już zaczniesz grać, to będę brzmieć tak jak należy!
Jestem cynicznym nihilistą - nie jest mi wcale przykro, że Ci to przeszkadza.