Opowiedzial Maciek Zembaty.
"Bardzo bylem ciekawy Nepalu. Wszak byla to swiatowa Mekka hippisow. Przyjechalismy w koncu do celu i wyladowalismy na szalonym namiotowisku. Namioty, szalasy doslownie ze wszystkiego, jakies zadaszenia z patykow i kawalkow szmat. No i ludzie. Przedziwni dla mnie. Przerosli najsmielsze oczekiwania. Roznorodnosc wszelaka. Od wychudlych do granic mozliwosci "joginow" po tatulowane pracowicie harlejowskie byki. Przyznam ze na poczatku zwyczajnie balismy sie ich wszystkich. Pod wieczor uslyszalem i gitare i spiew. Ktos spiewal "Suzanne" Cohena. Po chwili dolaczyli sie inni. Wiele instrumentow, wiele glosow. "Suzanne" po angielsku, francusku, hiszpansku... Wyszedlem z gitara przed namiot i dolaczylem moja polska wersje "Zuzanny". Cala nieufnosc, caly lek minal.
Maciek mial tez inne oblicze. Mniej Coenowskie a bardziej Poszepszynskie.
Oto piesn o ktorej pisze Wladek.
http://www.youtube.com/watch?v=JjCy20d4hUQ
Takiego Macka, arcymistrza czarnego humoru takze bedziemy pamietac.