Michał Worgacz pisze:nano pisze:RafałS pisze:Myślę, że szczególnie w przypadku krajowych wykonawców bluesowych jest ważne, żeby mieć materiał autorski
Jeśli nie masz nic przeciwko, to pójdę trochę dalej i nazwę rzecz po imieniu, bo dla mnie muzyk, który sam nie tworzy a jedynie odgrywa kawałki innych to dupa nie muzyk - ot po prostu kolejny rzemieślnik. Muzyka jest jedną ze SZTUK a ta wymaga TWÓRCZOŚCI.
Warto może spojrzeć na historię muzyki by przekonać się, że tylko te zespoły, wykonawcy zostają na piedestale, które proponują coś niepowtarzalnego, coś własnego - oczywiście musi to jeszcze być dobre.
W innym przypadku wychodzą Żuki.
NiE ZGADZAM SiĘ :
co znanego skomponowali na przykład ;
NiGEL KENNEDY,
YEHUDi MENUHiN,
WLADiMiR HOROViTZ,
KRYSTiAN ZiMMERMAN,
ARTUR RUBiNSTEiN,
no chyba że według Ciebie ONi - NiE SĄ MUZYKAMi
Ja twierdzę że SĄ
albo z drugiej strony : Takie płyty jak :
Jeff Healey Band - "Cover to Cover"
Joe Lynn Turner - Under Cover (I & II)
Ozzy Osbourne - Under Cover
Yngwie Malmsteen - Inspirations
Zawierające WYŁĄCZNiE COVERY ...
Czyż nie nagrali tych płyt MUZYCY ???
idźmy dalej :
Pierwsza płyta The BEATLES :
na 14 utworów - 6 to covery ... w tym "Twist & Shout"
Przeszkadza to komuś ???
Pierwsze pięć płyt Stanisława Soyki - SAME COVERY !!!
a efekt : I nagroda na Lubelskich Spotkaniach Wokalistów Jazzowych, a przebywający wówczas w Polsce, na festiwalu Jazz Jamboree, legendarny krytyk jazzowy Willis Conover, okrzyknął Sojkę "najlepiej strzeżonym sekretem polskiej muzyki". W 1984 - supportował Ray'a Charles'a we Francji. POWiEDZ Mi ŻE TO DUPA A NiE MUZYK
REASUMUJĄC ;
granie MUZYKi = granie MUZYKi
komponowanie MUZYKi = komponowanie MUZYKi
mozna być świetnym w jednym i w drugim
ale można być też świetnym tylko w jednym
i ja osobiście nie widzę w tym nic złego.
Muzyka "poważna" czy "klasyczna" to osobna bajka i wszyscy to wiemy - nie ma się tu o co spierać. Do pewnego stopnia podobnie jest z jazzem - np. Coltrane byłby wielki nawet gdyby nie skomponował ani jednego własnego numeru, to co robił z cudzymi wciąż błyszczy. Nie mówiąc już o Elli. W jazzie i muzyce poważnej są wybitni kompozytorzy i wybitni muzycy, czasem tylko ktoś jest wybitnym muzykiem i wybitnym kompozytorem jednocześnie.
Z okolicami rocka jest zupełnie inaczej. Bardzo, bardzo niewielu (statystycznie) udało się zaproponować ciekawe wersje coverów na płytach debiutanckich. Na jednego stylistę przypada setka czy tysiąc kopistów. Większość z tych, którym się udało to absolutni giganci. Zupełnie czym innym jest dla mnie zaczynanie od coverów, niż nagrywanie ich po latach, gdy się już ma ustaloną markę i wypracowany własny styl - tak było, Michale, w kilku przypadkach, które wymieniłeś. Zresztą Jeff Healey nagrał wspomnianą płytę pod presją wytwórni i trochę się jej potem wstydził. A płyty Turnera sympatyczne (uwielbiam jak "robi" Rodgersa czy Lynotta), ale jako pewna zabawa - trudno je traktować jako wielkie dzieło, prawda?
Pozostaje dla mnie faktem, że rock to przede wszystkim twórczość autorska. Są wyjątki, ale to tylko wyjątki. W rocku nie ma standardów. Są covery i to słowo podsumowuje sprawę. Utwory rockowe nie są własnością publiczną jak standardy jazzowe czy bluesowe. To numery kojarzone z konkretnymi ludźmi, którzy je napisali bądź rozsławili. I jak się ktoś za nie bierze wtórnie, to stąpa po kruchym lodzie.
I tu moje pytanie do muzyków - Robert, Michał: obaj macie na koncie zarówno własne kompozycje, jak i ciekawe wykonania cudzych. Z czego jesteście bardziej dumni? Bo mi - odbiorcy - dużo bardziej imponujecie, tym, co Wasze własne.
Ale odeszliśmy od tematu bluesowego rezerwatu, a mnie jeszcze jedna myśl naszła: że rezerwat jest jednak w porządku, powinno być miejsce i dla niego, jest na to zapotrzebowanie. Źle dzieje się tylko, gdy mieszkańcy rezerwatu próbują narzucić swój styl innym jako jedynie słuszny. Ja sam lubię rezerwat jazzowy: chętniej słucham powiedzmy Harry Allena czy Scotta Hamiltona niż Branforda Marsalisa, wolę Billa Charlapa od Brada Mehldau itd. Podobnie jak wolę współczesnych staroświeckich pisarzy i inne rzeczy retro od wielu nowych. I to jest moje prawo - nie muszę być nowoczesny. Jeśli rezerwat zaspokaja czyjeś potrzeby, to powinien istnieć. Nie ma obowiązku korzystania z dobrodziejstw postępu, tak jak nie jest obowiązkowe użytkowanie elektryczności i bieżącej wody.