Do jakiej grupy ja najczęściej się zaliczam - to wiedzą ci, którzy mnie widzieli na jakimś koncercie
Gdy coś mi się podoba hasam lub przynajmniej kiwam się w rytm muzyki. Nie musi być to wcale głośna muzyka, nie jest żadnym wyznacznikiem gatunek - po prostu gdy rytm jest wyczuwalny i czuć w nim coś porywającego (można nazwać to groovem, feelingiem czy jak kto chce) to ciężko mi jest się powstrzymać przed tańczeniem.
Nie lubię tylko skakać w tłumie, bo to odwraca uwagę od Muzyki (nie ma co ukrywać - skaczący tłumek rzadko kiedy podskakuje do rytmu:PP ). Jednak moim zdaniem, nie zawsze tańczenie odwraca uwagę od Muzyki - owszem, zmienia sposób odbioru, ale może go nawet wyostrzyć.
Czasami też mam tak, że dajmy na to, koncert odbywa się w kinie Komeda, jest mnóstwo ładnie ubranych ludzi, którzy w skupieniu słuchają muzyki z siedzisk, a tam ze sceny lecą dźwięki takie, że hej... Wtedy poczucie, że lepiej słuchałoby mi się stojąc (nawet nie szalejąc i tańcząc) psuje mi komfort słuchania. I zawsze potem obiecuję sobie, że nigdy nie pozwolę się blokować i tłamsić, bo to moja sprawa, czy będę sobie na tym koncercie rwać włosy na korytarzu, siedzieć jak trusia, czy pląsać pod sceną
O ile - oczywista sprawa - nie przeszkadza to innym słuchaczom.
Tyle.