Było fajnie, wióry leciały na wszystkie strony, wobec takiego piłowaniu instrumentów nie obyło się bez "jazdy bez trzymanki". Piątkowe jams session w barze Monika miało charakter bardzo muzyczny. Wszyscy byli jakoś dla siebie mili i każdy starał się włączyć do zabawy czyli słuchał co piszczy w materii muzycznej. Sobota była jednym wielkim wulkanem z momentami ciszy miedzy grzmotami. Sekcja harmonijkowa dolewała oliwy
DO OGNIA jak z dystrybutora. Fajnie, fajnie był czad. Mam nadzieję na jams session w którym instrumenty akustyczne(dobro) na równi z elektrycznymi będzie można usłyszeć - marzenie ściętej głowy - nie, bo moc jest w ludziach.
Poznałem ciekawych ludzi, podładowałem akumulatory, zobaczyłem dobrze zorganizowany festiwal z ukłonem w stronę zespołów konkursowych
które były ważnym elementem w układance.
Gratuluje zespołowi Levi zgarnięcia puli i fajnego występu podczas gali.
Co do gwiazd.
Przyjechałem w Piątek na 20 minut przed konkursem po 7 godzinach walki na drodze z czasem i już sił nie starczyło na węgierską grupę Mississippi Big Beat, z relacji świadków do trzeciego kawałka to była ciekawostka a potem znużenie.
Sobota mnie podobał się Eddie Martin Blues Band i Los Agentos – Tom Waits Project oraz ostatnie dźwięki jam session w bursie, o czwartej nad ranem których sprawcami byli Levi i Nowarzecz o ile słuch mnie nie mylił
.