Dzięki Władziu, szkoda, ze Cię nie było.
A co do występu Wesa Grzegorz - jestem ukontentowany. Rad też bardzo jestem, ze udało się nam przez chwilkę z nim porozmawiać przed koncertem. To niezwykle sympatyczny facet, ciepły, otwarty i bardzo naturalny.
Występ Power Train trwał około 45 minut. Odegrali same covery, w tym kilka Lynyrd Skynyrd, którego Wes jest chyba zagorzałym fanem i chwała mu za to. Po krótko trwających z początku problemach z odsłuchem cały występ przebiegł bezproblemowo i chłopaki pozostawiły po sobie dobre wrażenie. Mimo krótkiego stażu scenicznego jest spójność i dopasowanie. Jest moc i radość grania.
W porównaniu do poprzedzającej go Sexy Mamy było głośniej, ale równie czysto i klarownie. Ekipie nagłaśniającej wszystkich czterech wykonawców sobotniego wieczora należą się duże brawa.
Power Train w obecnym składzie to długonogi, szczupły, nieco zmanierowany basman, któremu śmieszna jak z żurnala fryzurka nie przeszkadza w doskonałym trzymaniu linii melodycznej , żywiołowy i dynamiczny pałker o fizjonomii zwierzaka z Muppet Show, no i oczywiście super natural Wes – lider i opoka ze swoim surowym, rozpruwającym powietrze slidem i niesamowicie mocnym i dźwięcznym głosem. Andrzej schodzący po zapowiedzi ze sceny, po usłyszeniu kilku pierwszych zaśpiewanych przez Wesa fraz podszedł do mnie i powiedział z uznaniem coś w rodzaju „ co ci powiem to ci powiem , ale głos to ten chłop ma !” Zaiste ! W rzeczy samej !
Warto nadmienić, że podczas całego koncertu Power Train dwoił się troił z aparatem fotograficznym redaktor Victor Czura, który zdaje ma nosa do dobrych produkcji.
Co do repertuaru i przyszłości - mam nadzieję, że po okrzepnięciu na scenie, Wes powoli zacznie wprowadzać do repertuaru swoje utwory, niekoniecznie po polsku, co byłoby naturalną koleją rzeczy przy tej klasie zawodnika