autor: karambol » listopada 25, 2012, 7:14 pm
Nie mam zamiaru opisywać tu festiwalu punkt po punkcie, wykonawca po wykonawcy (bluesonline.pl już to zrobił) wolę skreślić parę osobistych uwag.
Romek Puchowski jest jak dla mnie facetem z innej, lepszej, planety (z pewnością chciałbym tam zamieszkać). Widziałem go na żywo wielokrotnie i przyzwyczaiłem się, że zawsze trzeba być czujnym bo to niespokojny artystycznie duch, bardzo kreatywny, żywiołowy i ciągle coś na scenie kombinuje i nie wiadomo czym zaskoczy. Bo, że zaskoczy to pewne jak amen w pacierzu. Zagrał w kwartecie ale tak mieszał ze składem, że mięliśmy okazję uczestniczyć w swoistym performance pod dyrekcją R. Puchowskiego. Jego gitara dobro nagłaśniana jest w sposób wyjątkowy bo dźwięk jest zbierany zarówno z przetwornika jak i mikrofonu przymocowanego do instrumentu. W „Voodoo Child” do tego właśnie mikrofonu zaśpiewał kawałek tekstu zapętlił go w tej swojej maszynce potem znowu dograł wokal i znowu zapętlił a potem zostawił na scenie tę całą grającą psychodeliczną machinerię a sam ruszył w dzikie tany. Nie wiem jak wielu słuchaczy skumało co tak na prawdę grało (pewnie wielu uważało, że to z tzw. dyskietki). Swój zasadniczy set zakończył rozbrajająco niewinną kompozycją Little Waltera „Just your fool” (jak dobrze rozpoznałem). To właśnie cały Romek, namiesza na scenie, narobi cudnego artystycznego fermentu a potem słodziutko zakończy jakby chciał powiedzieć „dziękuję państwu za uwagę i przepraszam za zamieszanie”. Romek ze sceny zapowiedział na marzec przyszłego roku wydanie swojej płyty pod tytułem „Free”. Nie mogę się doczekać. Mityczny inżynier Mamoń twierdził, że lubimy te piosenki, które znamy – mylił się okrutnie bo nie znał Romka Puchowskiego.
Tomek Kamiński to ziomal z Białegostoku którego znam od lat i do którego mam bezgraniczne muzyczne zaufanie. Widziałem go i słyszałem dziesiątki razy w różnych konfiguracjach. Tym razem zaprezentował materiał jaki ma się pojawić na jego solowej płycie. Krakowsko-białostocki skład instrumentalny, niezwykle bogaty zresztą. W repertuarze głównie kompozycje własne (czasem instrumentalne, czasem z polskimi tekstami) i to wcale nie bluesowe tylko funkowe ale niezwykle ogniste, rytmicznie rozbujane, zagrane z polotem i wyobraźnią. Obie śpiewające dziewczyny czyli Martyna Zaniewska i Ewa Duszczenko po prostu rewelacje! W ich wokalu, ruchu scenicznym widać, że po prostu żyją tą muzyką, emanują niesamowitą energią – sama przyjemność słuchania i oglądania. Klawisze w Hammondowych lub piano-Fenderowych brzmieniach (Krzysztof Murawski), zaskakująco świetny saksofon tenorowy (Piotr Świergalski), ostro cięte gitarowe riffy (Rafał Suchowierski) no i moja ulubiona polska sekcja rytmiczna (Adam Partyka, Aleksander Sroka czyli „krakowski desant w Białymstoku”). Bez dwóch zdań bardzo przyjemny koncert. Rodzi się jednak pytanie do kogo jest adresowana ta muzyka, gdzie, na jakich imprezach można by ja prezentować? Tomek to odważny facet, już ze swoimi The Hardworkers pokazał, że najważniejsza dla niego jest realizacja swoich pomysłów muzycznych a nie zdobywana za wszelką cenę popularność.
Bardzo lubię posłuchać opinii osób nie mających bluesowego skrzywienia tak jak np. moja żona albo inni przypadkowi słuchacze. Od nich można usłyszeć takie nieskalane uprzedzeniami zdanie. Co udało mi się zebrać po tej edycji Jesieni z Bluesem? Pochwały dla Big Daddy Wilsona, jego basisty grającego jak sam Mistrz powiedział na „blue bass from Poland” bo był to niebieski instrumenty pochodzący z firmy Mayones, „tego gitarzysty w koszulce z płomieniami” (Witek Jąkalski z NZB), „babki na gitarze od Magdy” (Ola Siemieniuk), „czy ktoś z Białegostoku tak zagrałby na bębnach?” (Adam Partyka perkusista grający z Tomkiem Kamińskim – btw znam odpowiedź), „taka badziewna gitara a brzmi jak cholera?” (cigar box guitar Morelandów) itp itd.