Moderator: mods
Darek Grodziński pisze:Eric Clapton and Steve Winwood
Live from Madison Square Garden
Lista utworów
1. Had To Cry Today
2. Them Changes
3. Forever Man
4. Sleeping In The Ground
5. Presence Of The Lord
6. Glad
7. Well All Right
8. Double Trouble
9. Pearly Queen
10. Tell The Truth
11. No Face No Name No Number
12. After Midnight
13. Split Decision
14. Rambling On My Mind (Eric Claprton solo acoustic)
15. Georgia On My Mind (Steve Winwood solo hammond)
16. Little Wing
17. Voodoo Chile
18. Can't Find My Way Home
19. Dear Mr Fantasy
20. Cocaine
Skład zespołu
Eric Clapton - gitara, śpiew
Steve Winwood - gitara, śpiew, instrument klawiszowe
Willie Weeks - gitara basowa
Chris Stainton - instrumenty klawiszowe
Ian Thomas - perkusja
To się musiało stać. Po tym jak na Crossroads Guitar Festiwal obaj dali popis wykonując wspólny set utworów, seria koncertów poprzedzająca recenzowane wydawnictwo, CD i DVD z zapisem tego wydarzenia oraz późniejsza, niemal całomiesięczna trasa koncertowa w USA, jest naturalną tego konsekwencją. Ba, chciałoby się rzec: mało!
Rewelacyjny koncert! Fani Claptona spadną z fotela. Pozostali albo do nich natychmiast dołączą na podłodze, albo będą mieli okazję dopiero go polubić i docenić. Ci, którzy słabiej kojarzą Winwooda w końcu poznają jego kunszt i dołączą jego osobę do pierwszej ligi legend rocka, na co niewątpliwe zasługuje zarówno samodzielną twórczością, jak i działalnością z Claptonem, Hendrixem czy Gilmourem.
Koncert niezwykle melodyjny, czysto i równo zagrany, wręcz dźwięczny. Fender Claptona brzmi niczym chór dzwoneczków... często heavy dzwoneczków. Każdy dźwięk jest wyjątkowo przemyślany oraz pieczołowicie wyartykułowany. Tu nie ma miejsca na hałas, sprzężenie czy ryk gitary. Wszytko klarowne, selektywne, dynamiczne, a mimo wszytko tak potężne. Podobnie potężnie brzmi Winwood na organach Hammonda, oraz podobnie dźwięcznie korzysta z piana. Doprawdy, iście wyborny duet!
Ta estetyka i ten perfekcjonizm obowiązuje zresztą cały zespół. Standard mistrza trzeba trzymać, i trzymają: Willie Weeks na basie, Ian Thomas na perkusji oraz Chris Stainton na klawiszach. Obopólny i naprzemienny wokal Claptona i Winwooda upaja słuchacza do ostatniej minuty tego dzieła.
Koncert zaczyna się przebojem Blind Faith "Had To Cry Today". Nierozgrzane gardło Winnwoda jakby nie wyciągnęło jednej z pierwszych fraz, ale toż to cały urok nagrań live. Potem Steve cały czas udowadnia, że jest wyśmienitym wokalistą. Obaj Panowie zaczynają koncert grając na gitarach. Przebojowy riff "Had To Cry Today";, cudnie wybrzmiewa po stokroć razy. Mistrzowie grają także jednocześnie wspólne solo gitarowe. Rzecz jasna nie przeszkadzając sobie, a uzupełniając się. Winwood dzierży jeszcze strata w drugim kawałku. Nieśmiertelnym, cygańskim "Theme Changes". To hołd dla zmarłego w 2008 roku Buddy Milesa, co ogłaszają to tuż przed wykonaniem utworu. Rewelacyjne wykonanie, z sekcją dętą - wprawdzie elektroniczną, ale zawsze - piękne, piękne i jeszcze raz piękne. Po czym Winwood odkłada strata i siada za klawiszami, bierze ja ponownie dopiero na dwa ostatnie utwory. Dalej słyszymy ostre i dynamiczne wykonanie "Forever Man" i stylowego bluesa "Sleeping In The Ground&"; Sama Myersa. Bardzo trudno otrząsnąć się z oniemienia, a tu już kolejny hit Blin Faith "Presence of the Lord".
Trzeba uczciwie powiedzieć, że set utworów jest tak dobrany, iż cały koncert czyni przebojowym. Przepiękne melodie Blind Faith, Erica i Steva, przeplatają się ze stylowymi bluesami oraz genialnie wykonanymi standardami muzyki rozrywkowej. Na uwagę zasługują dwa utwory Jimiego "Little Wing" i "Voodoo Chile";. Clapton zwyczajowo już gra swoją wersję "Skrzydełka" dodając i akcentując 3 akordy separujące wyraźnie poszczególne zwrotki utworu i solo od siebie. To bardzo charakterystyczne dla jego wykonania. Grając "Voodoo Chile"; udowadnia, że ma osobiste i unikalne spojrzenie na muzykę. Nie siląc się nawet na jakieś rytmiczne zabawy "kaczką", jego stratocaster czysto, dźwięcznie i świeżo gra potężną muzykę. Nie można też nie wspomnieć o samodzielnym wykonaniu Winwooda "Georgia On My Mind". Tylko jego klawisz, jego głos i zamknięte oczy. Poprzedza to solowe i unnpluged wykonanie Claptona "Ramblin On My Mind" z repertuaru Roberta Johnsona.
Znalazłem też, przynajmniej dla mnie, wielką niespodziankę. Jest nią utwór "No face, No name, No number" współautorstwa Steviego Winnwoda. Zauroczony tą przejmującą balladą wrzuciłem jej tytuł w wyszukiwarkę internetową i jakże się zdziwiłem, że pochodzi z repertuaru Modern Talking. He, tego samego, którego tak wiele raz przytaczałem ironicznie w dziesiątkach czy setkach dowcipów muzycznych. Także zdziwieni? To posłuchajcie jak wykonuje to Winnwood! Czapki z głów!
Koncert nie nudzi ani w jednym momencie. Właściwie o każdym kawałku mógłbym się rozpisywać w samych superlatywach. Ale szkoda czasu, bo całość jest rewelacyjna. Wspomnę tylko jeszcze o moim ukochanym "Can't Find My Way To Home"... jest! Jest, jest jest!
Jeszcze jedna bardzo ważna sprawa! Twarze obu bohaterów. Ich rysy, mimika, spojrzenia, uśmiechy przekazywane sobie jakby ukradkiem. W tych twarzach,w tych spojrzeniach zapisany jest kawał historii muzyki. Emocje, przeżywanie każdej frazy i radość z granego utworu. To jest zarówno widoczne, jak i słyszalne. To nie jest jakaś tam sobie muzyczka. To sztuka! Myślę, że ta seria koncertów i to wydawnictwo już teraz zasługuje na miano bardzo ważnego wydarzenia muzycznego.
Tak, jestem fanem Claptona. Tak, uwielbiam całe "jednopłytowe"; Blind Faith.
Tak, mogę być nieobiektywny. Ale do muzyki podchodzę z dziecięcą naiwnością, i tak już pewnie zostanie. Jest jeszcze jeden, ważny, subiektywny powód, dla którego uwielbiam ten koncert. Kupił go mój Ojciec, wspólnie go u niego obejrzeliśmy, a teraz pożyczył mi go na parę dni. Pewnie jeszcze będziemy o nim wiele razy gadali przy każdym spotkaniu. Tata jest fanem Claptona, zaraził mnie muzyką, nauczył mnie muzyki, dzięki niemu gram na gitarze i kupuje płyty. Dzięki takim wydawnictwom utrzymuje się i potęguje między nami taka metafizyczna więź. Dlatego to nie jest zwykła muzyka. To nasza muzyka!
Zawstydzony własną śmiałością, pozostawiam Was sam na sam z tym CD czy DVD. Naprawdę warto!
Zdzisław Pająk pisze:Płyta b. dobra, recenzja również. Chciałbym dyskretnie przypomnieć, że o tym koncercie napisałem w książce o Clapciu w rozdziale 9 strony 97 i 98.
Polecam nie tylko 2CD ale też DVD, choć cena w Empiku raczej słona (prawie 70 PLN).
A przy okazji, gratuluję Michałowi takich recenzentów.
Marek-Browarek6 pisze:Prawdopodobnie jeszcze w tym miesiącu ukaże się wersja blu-ray więc do świetnej zawartości muzycznej dodamy znakomity dźwiek i obraz!!!
dzemowiec pisze:Tak się zastanawiam czy decydując się na to wydawnictwo warto dorzucić parę złotych i wybrać DVD zamiast 2CD ?
RafałS pisze:Zirytowało mnie, że Clapton z Winwoodem wybrali "Them Changes" Buddy Milesa. Jeśli rzeczywiście chcieli jego uhonorować mogli sięgnąć po jakąś jego ciekawą a mniej znaną kompozycję (sam znam kilka innych fajnych kawałków). Zamiast tego poszli na łatwiznę i zagrali to, co już zna cały świat, trochę niczym didżej na weselu. W rezultacie dali tylko argument do niesprawiedliwej opinii, że Buddy to autor jednej piosenki. A uhonorowali przede wszystkim siebie dodając do albumu kolejnego hita. Jakiś niesmak czuję, jak o tym myślę. Ktoś rozumie, o co mi chodzi?
Pawe Freebird Michaliszyn pisze:RafałS pisze:Zirytowało mnie, że Clapton z Winwoodem wybrali "Them Changes" Buddy Milesa. Jeśli rzeczywiście chcieli jego uhonorować mogli sięgnąć po jakąś jego ciekawą a mniej znaną kompozycję (sam znam kilka innych fajnych kawałków). Zamiast tego poszli na łatwiznę i zagrali to, co już zna cały świat, trochę niczym didżej na weselu. W rezultacie dali tylko argument do niesprawiedliwej opinii, że Buddy to autor jednej piosenki. A uhonorowali przede wszystkim siebie dodając do albumu kolejnego hita. Jakiś niesmak czuję, jak o tym myślę. Ktoś rozumie, o co mi chodzi?
...........................
robiłem kilka podejść....nie mogę....kwadratowe granie...wydałem znajomemu..jemu sie podoba..coż..
Marek-Browarek6 pisze:Pawe Freebird Michaliszyn pisze:RafałS pisze:Zirytowało mnie, że Clapton z Winwoodem wybrali "Them Changes" Buddy Milesa. Jeśli rzeczywiście chcieli jego uhonorować mogli sięgnąć po jakąś jego ciekawą a mniej znaną kompozycję (sam znam kilka innych fajnych kawałków). Zamiast tego poszli na łatwiznę i zagrali to, co już zna cały świat, trochę niczym didżej na weselu. W rezultacie dali tylko argument do niesprawiedliwej opinii, że Buddy to autor jednej piosenki. A uhonorowali przede wszystkim siebie dodając do albumu kolejnego hita. Jakiś niesmak czuję, jak o tym myślę. Ktoś rozumie, o co mi chodzi?
...........................
robiłem kilka podejść....nie mogę....kwadratowe granie...wydałem znajomemu..jemu sie podoba..coż..
Nie przejmuj się Pawle , jest tyle różnego rodzaju muzyki , że dla każdego wystarczy.
Pozdrawiam.
Ja nadal czekam na swój egzemplarz!!! Może coś napiszę na ten temat ....
Rafal_blues pisze::shock:
bez przesady. Bonamassa może na Claptonem gitary nosić.
Marek-Browarek6 pisze:Rafal_blues pisze::shock:
bez przesady. Bonamassa może na Claptonem gitary nosić.
Znam kilku mniej zdolnych , którzy bardziej się do tego nadają....
Darek Grodziński pisze:Marek-Browarek6 pisze:Rafal_blues pisze::shock:
bez przesady. Bonamassa może na Claptonem gitary nosić.
Znam kilku mniej zdolnych , którzy bardziej się do tego nadają....
Żebyś nas (a przynajmniej mnie) źle nie zrozumiał... nikt tu do Joe nie sapie, a wręcz przeciwnie mam jego płytki na półce... ale trochę pojechałeś zapewniam Cię, że gdyby Clapton przeczytał, że momentami próbuje grać jak Bonamassa to szczerze i serdecznie by się uśmiał.
Zapewniam Cię także, że Bonamassa bardzo chętnie przyniósłby Claptonowi i podał mu gitarę.
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 257 gości